“Myślałam, że te dzieciaki spod bloku to zło wcielone! Byłam bardzo niesprawiedliwa”

“Kiedy tylko robi się ciepło, na ławeczkach przed moim blokiem zaczyna przesiadywać okoliczna młodzież. Mówią, że młodzi dziś zamknięci w domu, wgapieni w komputery i telefony, ale to nieprawda. U nas zawsze kręcą się jakieś grupki. Przyznam, że do tej pory miałam o nich złe zdanie – są głośni, przeklinają, popalają… Bywało, że bałam się koło nich przechodzić, bo kto wie, co takiemu jednemu z drugim może strzelić do głowy. Moja ocena gruntownie zmieniła się tydzień temu. Teraz mi głupio, że źle ich osądziłam…”

Lubię moje osiedle, jest idealne dla takiej staruszki jak ja

Mieszkam na osiedlu z wielkiej płyty i bardzo sobie cenię to miejsce. Może same bloki nie są najpiękniejsze, ale jest dużo zieleni, a przychodnia, sklepy i biblioteka są na wyciągnięcie ręki. Doceniam to zwłaszcza teraz, kiedy mam już prawie 80 lat i problemy z chodzeniem.

Jedynym problemem, jaki do tej się tu pojawiał, były grupki młodzieży, które wysiadywały pod oknami, od kiedy tylko zaczynało robić się ciepło. Głośne rozmowy, nierzadko wulgarne wtręty, krzyki, często dym papierosowy – ciężko to zaakceptować, ale równocześnie strach zwrócić uwagę, kiedy jest się 80-letnią staruszką…

Choroba z dnia na dzień potrafi człowieka unieruchomić

Ostatni miesiąc był dla mnie bardzo trudny. Nasiliły się moje problemy z nogami i przyszedł taki dzień, że nie byłam w stanie o własnych siłach wyjść z domu. Mieszkam sama, nie mam dzieci, moją jedyną rodziną jest mój siostrzeniec Robert, który pojawił się, jak tylko do niego zadzwoniłam. To wspaniały chłopak, zawsze gotowy mi pomóc, ale ja tak bardzo nie lubię być dla kogokolwiek ciężarem.

Robert zabrał mnie do lekarza, gdzie okazało się, że mój stan jest gorszy, niż przypuszczałam. Prosto z gabinetu pojechaliśmy na SOR, skąd trafiłam do szpitala… Po tygodniu sytuacja była opanowana i mogłam wrócić do domu. Znów przyjechał po mnie Robert, który podwiózł mnie pod same drzwi, a potem pomógł mi wejść do domu.

Pomoc przyszła z nieoczekiwanej strony

Kiedy powolutku gramoliłam się z samochodu do bramy, poczułam na sobie wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam osiedlowych ławkowiczów, którzy wpatrywali się we mnie ni to z przerażeniem, ni to z ulgą. “Myśleli, że już umarłam?”, przeszło mi przez myśl.

Kiedy w domu rozpakowywałam się po powrocie ze szpitala, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzył Robert. Słyszałam, że przez dłuższą chwilę z kimś rozmawia, wymienia się z jakimiś ludźmi numerami telefonów.

Widzisz, ciociu, a tak na nich nadawałaś! A twoje chłopaki z osiedla się tak martwiły, że coś ci się stało. Zaoferowali pomoc, jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że po nich zawołasz przez okno, mam też dwa numery telefonów… Oczywiście ja codziennie będę wpadał, ale ważne, że masz kogoś na miejscu.

Nie mogłam w to uwierzyć! Nawet nie zakładałam, że wiedzą o moim istnieniu.  Fakt, niektórych znam, od kiedy się urodzili, ale nie sądziłam, że oni w ogóle zaprzątają sobie głowę takimi sąsiadkami jak ja.

Wróciłam ze szpitala ponad tydzień temu. Czuję się na szczęście coraz lepiej, mogę wychodzić już na krótkie spacery, ale jeszcze muszę na siebie uważać. Współpraca z Michałem, Sebastianem, Alanem i Kubą układa się świetnie. Codziennie sami dopytują, czy czegoś mi nie potrzeba. Nigdy bym nie podejrzewała, że nasza znajomość tak się potoczy!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *