Choć nie od dziś wiadomo, że to nie teściowa dokonuje wyboru odpowiedniej dla siebie synowej, to i tak wiele matek daje sobie przyzwolenie na często krytyczne i bezpodstawne ocenianie sercowych wybranek własnych synów. Czy mają do tego prawo? Pani Teresa uważa, że to wszystko z troski o własne dziecko. Według niej synowa nie poradzi sobie ze nakarmieniem rodziny.
Miała być wymarzoną synową
Syn Pani Teresy przez długi czas nie miał szczęścia w miłości, co wywoływało w niej nieustanne poczucie lęku o jego przyszłość. Zmartwiona matka zaczęła nawet doszukiwać się wad syna, które mogłyby odstraszać potencjalne kandydatki na synową. Los uśmiechnął się do niego dopiero po trzydziestce, gdy na jego życiowej drodze stanęła Monika. Kobieta szybko zdobyła nie tylko serce syna Pani Teresy, ale i również sympatię swojej przyszłej teściowej.
Monika to fajna rezolutna dziewczyna i nie powiem, byłam szczęśliwa, że mój syn trafił właśnie na kogoś takiego. Długo szukał tej jedynej i w pewnym momencie to już zaczynałam się bać, że może z nim jest coś nie tak, jak być powinno. W życiu przecież bywa różnie, ale to dziwne, że ponad trzydziestoletni facet nie może sobie znaleźć nikogo do wspólnego życia.
Syn, chcąc sprawić przyjemność rodzicom, zaprosił ich na święta wielkanocne do mieszkania, w którym zamieszkał ze swoją ukochaną. Choć Pani Teresa w pierwszej chwili na zaproszenie patrzyła dość sceptycznie, to szybko zmieniła zdanie i cała rodzina zasiadła wspólnie do wielkanocnego śniadania. 59-latka nie była jednak gotowa na to, co zastała na świątecznym stole.
Ślubu jeszcze nie mają, ale mnie to nie przeszkadza. Niedawno razem zamieszkali i od dłuższego czasu syn naciskał, abyśmy to my z mężem wybrali się na Wielkanoc do nich. Na początku nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale później stwierdziłam, że należy mi się odpoczynek po tylu latach stania przy garach. Niestety tej decyzji szybko pożałowałam, bo takiego ugoszczenia się nie spodziewałam…
Teściowa w szoku: „Moja synowa jet kuchennym beztalenciem”
Nasza czytelniczka zawsze przykładała duży nacisk do świątecznych przygotowań i nigdy nie pozwoliła sobie na korzystanie z potraw mrożonych lub takich, które przygotował za nią ktoś inny.
Ogromne niezadowolenie pojawiło się na jej twarzy, gdy zobaczyła, że synowa większość potraw zamówiła, a jej jedynym wkładem było wyłożenie ich na półmiski. To zdarzenie wywołało również w jej głowie wiele myśli, czy jej synowa podoła domowym obowiązkom jako żona oraz w przyszłości matka.
Ja każde święta przygotowywałam sama, a zwłaszcza, gdy zapraszałam gości i tego samego się spodziewałam po Monice. Okazało się jednak, że moja synowa jest kuchennym beztalenciem. Całe święta siedziałam głodna i nie podjadłam sobie tak, jak bym chciała. Poza ugotowaniem jajek nic innego nie zrobiła sama. Ciasta kupione, to samo sałatki i przekąski na ciepło, a nie muszę chyba mówić, jak smakuje takie zamawiane jedzenie. Wszystko mdłe i niedoprawione, jak w szpitalu. Ja nie wiem, jak ona chce nakarmić mojego syna, a kiedyś wnuki. Czym? Gotowym jedzeniem zamówionym? Jak ktoś do swojskiego przyzwyczajony tak jak ja, to nie przekona się do czegoś takiego
Myślicie, że obawy Pani Teresy są uzasadnione?