„Ile to ja już się nasłuchałam w swoim życiu, że to zawsze kobieta powinna brać na swoje barki wszystkie domowe obowiązki. Co gorsza, to nie tylko mężczyźni wygłaszają tak bzdurne i wyssane z palce tezy. Niejednokrotnie słyszałam to również od moich koleżanek, które na własne życzenie zostały kurami domowymi. Uważam, że męża trzeba sobie wychować. Mój robi w domu absolutnie wszystko”.
Żona gotuje, mąż odpoczywa – schemat znany od lat
Jak większość kobiet będących dzisiaj po pięćdziesiątce wychowałam się w domu, w którym panował bardzo prosty podział obowiązków. Żona gotowała, prała, sprzątała, a mąż odpoczywał na wersalce po ciężkim dniu pracy. Choć mój ojciec odpoczywał każdego dnia, to nie każdego dnia pracował, ale tak już po prostu było. Mamusia czasem poprosiła go o pomoc, lecz przeważnie wielu domowych prac wolała się złapać sama, niż czekać w nieskończoność na reakcje ojca.
Oczywiście, gdy byłam już trochę starsza, to starałam się jej pomagać. Pamiętam do dziś, jak powtarzała mi, abym uczuła się od niej podstawowych prac domowych, bo w przyszłości to wszystko będzie na mojej głowie. Te staroświeckie przekonania były mocno zakorzenione w głowie mamy, ale ja wiedziałam jedno.
Wiedziałam, że nie chcę tak żyć i albo znajdę mężczyznę, który będzie mi pomagał, albo nigdy nie wyjdę za mąż. Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż mój plan się udał. Musiałam jednak bardzo się postarać i nauczyć mojego męża tego, czego mnie nauczyła moja mamusia.
Wychowała sobie męża, choć nie było łatwo
Z Jurkiem związałam się tak po prostu z miłości, a później to wiadomo. Zaszłam w ciążę i trzeba było się żenić. To był wtedy normalny chłop urodzony w pod koniec lat sześćdziesiątych i podobnie jak ja, wychowany w domu, w którym to ojciec był panem i władcą. Kiedy urodziłam i zaczynało brakować mi czasu na bycie żoną idealną, której miejsce jest w kuchni, postanowiłam sobie mojego Jureczka wychować.
Początki nie były łatwe i naprawdę dużo się kłóciliśmy. On miał swoją rację, a ja swoją, lecz byłam przekonana, że to moja racja jest ważniejsza i dzięki niej jakość naszego małżeństwa wzniesie się na zupełnie inny poziom. W tamtym momencie potrzebowałam wspierającego mnie partnera, a nie starszego brata dla mojej dopiero co narodzonej córki.
Jurek walczył, buntował się i nie odzywał do mnie czasem po kilka tygodni. Ostatecznie zawsze pękał, ponieważ miałam na niego bardzo skuteczne sposoby. Po prostu w pewnym momencie przestawałam gotować i robić pranie. Małe dziecko w domu było dla mnie idealnym wytłumaczeniem. Gdy w końcu zaczął mnie pytać, jak się włącza pralkę, wiedziałam już, że jestem na dobrej drodze.
Dziś po tylu latach jestem z niego dumna i uwielbiam patrzeć na miny moich koleżanek, gdy opowiadam im, że mój małżonek oprócz normalnego chodzenia do pracy na 8 godzin, tak samo na pełny etat zajmuje się domem od gotowania po prasowanie. Ja dzięki temu mam czas dla siebie i dla wnuków.