“Nie potrafię być sam. Wiedziałem o tym od zawsze i kiedy rzucała mnie jakaś dziewczyna albo ja z jakiegoś powodu od niej odchodziłem, od razu szukałem kogoś na zastępstwo. Gdy nikogo nie mam, wpadam w panikę. Nie potrafię normalnie funkcjonować. Kiedy ożeniłem się z moją żoną, wierzyłem, że to ostatnia kobieta, która wypełni w moim życiu pustkę. Ale los chciał inaczej i ona niespodziewanie zmarła. Wtedy poznałem ją! Zakochałem się chyba od pierwszej chwili i z tej MIŁOŚCI już po pół roku od śmierci żony, ponownie wziąłem ślub. Moje dzieci mnie skreśliły!”.
Miałem wspaniałą żonę
Gdyby ktoś zapytał mnie nawet na ten moment o mój ideał kobiety, to bez wątpienia wyznałbym, że to moja zmarła żona. Była przepiękną niewiastą, o lekko bladej twarzy, naturalnie rudych włosach i z ogromem piegów. Nawet po 70-tce jej włosy wciąż były rudawe, a nie całkiem siwe.
Nigdy się nie farbowała. Nie była też fanką pełnego makijażu i czasami użyła jedynie delikatnej pomadki oraz tuszu do rzęs.
A pachniała bzami! I to nie tylko ze względu na jej ukochane perfumy, ale również płyny czy żele do kąpieli. Za to, gdy przychodził maj, śmiałem się za każdym razem, że to miesiąc mojej królowej. To wtedy przecież rozkwitają bzy.
Była to też kobieta mądra, kochająca i bardzo wyrozumiała.
Nie spodziewałem się, że odejdzie akurat tamtego dnia. Ale ona chyba już coś przeczuwała, bo jeszcze rano zapytała się mnie:
A co byś zrobił, kochany mój, gdyby mnie kiedyś zabrakło? Czy szukałbyś wtedy innej kobiety?
Zamurowało mnie
Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że być może taki dzień kiedyś nadejdzie, choć ja bardzo tego nie chciałem.
Ale odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że przecież ona doskonale mnie zna i wie, że ja nie potrafię być sam. Dodała wtedy:
Ja bym Ci wtedy zesłała jakiegoś anioła. Podobnego trochę do mnie, żebyś o mnie nigdy nie zapomniał. A Ty powinieneś wbrew opiniom innych iść za głosem serca.
Poczułem niepokój. Choć przecież słowa mojej żony wynikały z jej troski.
Bardzo pewien tego, że jeszcze wiele wspólnych lat przed nami, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem na pocztę, zapłacić rachunki. Gdy wróciłem, ona już nie żyła.
To był zawał
Serce mojej lubej zatrzymało się, a ja poczułem w jednej chwili, że mój świat się zawalił. Co ja teraz zrobię? Jak będę dalej żyć?
Dzieci przyjechały do mnie jeszcze tego samego dnia. Pojechaliśmy razem załatwić formalności związane z pogrzebem, ale sam wybór trumny dla mojej ukochanej był dla mnie takim wyzwaniem, że sam omal nie dostałem zawału.
Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, a pod domem pogrzebowym stała ona! Przysięgam, że była kobietą o anielskiej twarzy, z siwymi już włosami, ale też z całą konstelacją z piegów. Poczułem takie ciepło…
Wiedziałem, że też kogoś straciła. Chwilę później okazało się, że jej mąż miał wypadek i zmarł na miejscu.
Powinienem być tam, w środku i dopinać formalności, a rozmawiałem ze swoim aniołem i nie mogłem przestać.
Po pogrzebie mojej żony zaczęliśmy się spotykać. Ja już wtedy coś do niej czułem, choć to wydaje się niemożliwe.
Pół roku później wziąłem z nią ślub, ale moje dzieci uznał, że to przesada! Że musiałem nigdy nie kochać ich matki, skoro tak szybko wyznaję miłość innej kobiecie. A przecież ta miłość nie wybiera! Poza tym ja jestem przekonany, że to zasługa właśnie mojej zmarłej żony. To ona przecież chciała, żebym nie był sam.
Moje dzieci jednak tego nie rozumieją i po prostu mnie skreśliły. Ale ja wybrałem szczęście u boku kobiety. Może kiedyś jeszcze wszystko się ułoży.