“Nie kocham żony, ale traktuję ją jak księżniczkę. W zamian mam ugotowane i posprzątane w domu”

Związek małżeński kojarzy się z kochającą się parą na dobre i na złe, a nie inwestycją, która powinna się opłacić. Napisał do nas pan Michał, który twierdzi, że wcale nie kocha swojej żony, ale jest z nią dla wygody i domowego ciepła, a w zamian pracuje na potrzeby swojej partnerki. W swoim liście postanowił pokazać, że takie podejście wcale nie musi być kojarzone z czymś negatywnym.

“Nie żeniłem się jednak z miłości”

Siedzę chory w domu, przeglądam sobie tzw. Internety i pomyślałem, że zrobię coś dobrego dla społeczeństwa pokazując, że życie i związki nie muszą być tylko czarne lub białe. W życiu od zawsze kieruję się swoim dobrem, ale jest to zdrowy egoizm. Wystarczy zapytać moich znajomych, czy kiedykolwiek odmówiłem im pomocy. Na pewno nie, jeśli ich prośba nie była sprzeczna z moimi poglądami, wartościami i nie szkodziła mi w żaden sposób. Wiadomo, że jak miałbym oddać swoje stanowisko bezrobotnemu kumplowi, no to sorry, ale nie.

Jednak nie o tym chciałem napisać, tylko o moim małżeństwie. Z Olą jestem razem już prawie 10 lat, po ślubie 7 – nie żeniłem się jednak z miłości, bo w taką nie wierzę i wiem, że nie jestem jedynym facetem, który tak myśli. Olka zawsze była świetną panią domu, zamieszkaliśmy razem po 3 miesiącach związku i bardzo było to wygodne. Nie chodzi o to, że mi usługiwała, bo sam umiem o siebie zadbać, co pokazuje przede wszystkim moje CV i to, w jakich miejscach i za jaką kasę pracowałem. Nie jestem zarozumiały i nie chcę, żeby tak to zabrzmiało, ale fałszywa skromność mnie zawsze mocno irytuje.

“Zapewniam jej fajne życie”

Ola nigdy nie była stworzona do biznesu czy kierowniczych stanowisk. Nie ma charyzmy, chociaż wzbudza sympatię moich znajomych na wszystkich imprezach firmowych. Moja żona ma za to mnóstwo zalet, które cenię jako facet. Jest uporządkowana, świetnie dba o nasze mieszkanie, sama urządziła dom i rzeczywiście robi wrażenie, ale pieniądze na wykończenie to akurat ja wyłożyłem. Jest rewelacyjną kucharką i jest mi przy niej po prostu wygodnie. Czy to znaczy, że nic jej nie daję od siebie? Ja zarabiam tyle, że Ola może chodzić sobie na zakupy, do fryzjerki i na paznokcie codziennie.

To taka trochę wymiana dóbr i usług, tylko nie w handlu, a w małżeństwie. Nie kocham Oli, nigdy nie kochałem żadnej panny, nie oddałbym za nią życia ani nic z tych bzdetów, którymi karmią się kobiety oglądając komedie romantyczne. Natomiast zapewniam jej fajne życie. Dostaje ode mnie pieniądze, zabieram ją na wakacje, weekendy, na kolacje, traktuję ją jak księżniczkę, a ona dba o dom i o bardziej przyziemne rzeczy. Czy mnie kocha? To już pytanie do niej, ale myślę, że przede wszystkim jest jej tak samo wygodnie z takim życiem.

Na koniec – ponownie podkreślę, że nie ma co zaraz tak oceniać, jak dziś czytałem komentarze pod którymś mailem. Każdy ma swoją definicję związku i małżeństwa, jedni wierzą w miłość (która przecież nie jest wieczna), a inni w wygodne i szczęśliwe życie w związku bez kłótni i narzekania. Nie ma miłości to nie ma zazdrości i zarzutów, taka prawda.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *