Posiadanie dzieci wcale nie daje gwarancji, że w przyszłości to one zajmą się coraz starszymi rodzicami. Nasza czytelniczka czuje się zapomniana przez dorosłych synów. Jak twierdzi – poświęciła im swoje życie, a na “stare lata” została sama. Oto list pani Malwiny z podwarszawskiej miejscowości.
“w domu zawsze był ciepły obiad”
Dlaczego postanowiłam napisać ten list? Przede wszystkim dlatego, że czuję się bardzo samotna, a widzę, że niektóre młode osoby w lekceważący sposób podchodzą do relacji ze starszym pokoleniem. Będę bardzo szczęśliwa, jeśli swoimi przemyśleniami uda mi się zmienić nastawienie chociaż jednej osoby.
Najpierw nadmienię, że od 3 lat jestem wdową, a moją najbliższą rodziną są moi synowie. Obydwaj zbliżają się już do 40-tki, mają swoje rodziny i brak czasu dla własnej matki. Wiem, że brzmi to zdanie jak pretensja rozgoryczonej matki, ale mam ku tym pretensjom swoje powody. Adrian i Aleksander byli bardzo aktywnymi chłopcami w dzieciństwie. W tamtych czasach nie korzystało się raczej z pomocy opiekunek, bo mało kogo było na nie stać. Rodziny nie miałam w pobliżu, mąż pracował od świtu do nocy, żeby utrzymać mnie i synów, więc to ja byłam osobą odpowiedzialną za opiekę nad dziećmi oraz ich dobre wychowanie.
Nie pracowałam, bo nie było jak połączyć wychowywania żywiołowych chłopców z pracą na etacie. Adrian nie miał najlepszych stopni w szkole, więc po nocach siedziałam z nim przy biurku pomagając w lekcjach i w nauce do klasówek. Nigdy jednak się nad sobą nie użalałam, w domu zawsze był ciepły obiad, porządek, zrobione zakupy, a dzieci zadbane.
“Pamiętają o tym, że mają matkę, kiedy trzeba popilnować ich dzieci”
Zaznaczę, że nie traktowałam synów jak inwestycję na przyszłość i wcale nie liczę, że oni będą się mną teraz zajmować. Ja jeszcze sobie radzę sama z codziennymi sprawami. Jest mi jedynie przykro, że żaden z nich, nie wspominając o synowych, nawet nie pofatyguje się raz czy dwa w tygodniu, żeby mnie odwiedzić. Samochodem mają do mnie może z 20 minut, to chyba nie jest koniec świata, a mimo to nie mają czasu wpaść nawet na herbatę.
Natomiast doskonale pamiętają o tym, że mają matkę, kiedy trzeba popilnować ich dzieci. Ja wnuki kocham nad życie i zajmowanie się nimi praz wspólne spędzanie czasu jest dla mnie ogromną przyjemnością. Czuję jednak, że synowie myślą o mnie przedmiotowo. Całe życie im poświęciłam, wspierałam ich, pomagałam, a teraz przypominają sobie o mnie tylko wtedy, kiedy potrzebują pomocy i opiekunki do swoich dzieci.
Ileż ja się ostatnio naczytałam o złych teściowych, które to się wtrącają do życia młodych itd. Ja się nie wtrącam, pomagam, kiedy tylko mogę, a i tak nie zasłużyłam sobie na odrobinę czasu spędzonego z synami oraz ich żonami i dziećmi. Mam wrażenie, że moja obecność lub raczej nieobecność nic nie zmienia w ich życiu.
Mam nadzieję, że mój mail pokazał młodym, że naprawdę warto chociaż czasami tak bezinteresownie odwiedzić rodziców czy zadzwonić i zapytać o to, jak się czują.Malwina
Czy istnieje “przepis” na udane relacje dorosłych dzieci z matkami?