“Po śmierci męża odżyłam. Wyznałam to córkom, a one zwyzywały mnie od najgorszych!”

“Mam 68 lat. Prawie rok temu zmarł mój mąż. Byliśmy małżeństwem ponad 45 lat! Kiedy odszedł, moje koleżanki, też wdowy, roztaczały przede mną straszne wizje. Że stracę sens życia, że będę smutna i samotna. Tymczasem nic takiego się nie stało. Odkrywam świat na nowo i coraz bardziej mi się to podoba! Kiedy podzieliłam się tym z córkami, usłyszałam bardzo niemiłe słowa”.

Całe życie byłam przede wszystkim żoną i mamą

Swojego męża poznałam u wspólnych znajomych. Miałam 19 lat, a on zbliżał się do trzydziestki. Mimo różnicy wieku szybko złapaliśmy dobry kontakt. Stefan był szarmancki i opiekuńczy, czułam się z nim bezpiecznie. Po kilku miesiącach randkowania zdecydowaliśmy się pobrać.

Po ślubie szybko zaszłam w ciążę, dlatego od razu zrezygnowałam z marzeń o studiach. W skrytości ducha marzyłam, żeby zdawać na italianistykę – byłam humanistką rozkochaną w literaturze i sztuce, lubiłam pisać. Ale na świecie szybko pojawiła się Kasia, więc wszystkie fanaberie zeszły na dalszy plan.

No właśnie, fanaberie. Tak mówił Stefan, kiedy napomykałam o moim niespełnionym marzeniu. Uważał, że studia są dobre dla rozpuszczonych panienek z bogatych domów, a nie dla mnie. Pogodziłam się z tym, że moje życie będzie inne, niż w moich nastoletnich wyobrażeniach. Pochłonęła mnie proza codzienności: opieka nad Kasią, kilka lat później urodziła się Krysia, było co robić.

Kiedy dziewczynki się usamodzielniły, nagle zaczęłam mieć dużo wolnego czasu. Zaczęłam się trochę nudzić. Córki nie spieszyły się zakładaniem rodziny, więc nawet wnuków nie było na horyzoncie. Mąż nadal był aktywny zawodowo, a ja całe dnie na niego czekałam. I tak minął rok, dwa, pięć lat…

Znalazłam coś dla siebie. Mąż nie był zachwycony

Pewnego dnia na tablicy ogłoszeń zobaczyłam ofertę naszego osiedlowego domu kultury. Okazało się, że ruszają darmowe zajęcia z języków obcych dla dorosłych! Od razu zapisałam się na włoski! Nie mogłam się doczekać, aż powiem o tym Stefanowi.

Mąż przyszedł do domu, a ja, podekscytowana, powiedziałam mu o domu kultury, o kursach, o włoskim… Stefan popatrzył na mnie z kpiącym uśmiechem i zapytał:

Ale po co ci to? Stara baba w szkółce? Będą się z ciebie tylko śmiać.

Zrobiło mi się bardzo przykro, ale postawiłam na swoim. Zaczęłam chodzić na zajęcia. Ogromnie mi się podobały! I wcale nie byłam najstarsza.

Kurs językowy

Jednak Stefan cały czas miał problem. Za każdym razem, kiedy wychodziłam na kurs, rzucał jakiś złośliwy komentarz. Nigdy nie pytał mnie o moje wrażenia, o postępy w nauce. Z czasem było tylko gorzej. Mąż zaczął wymyślać jakieś niestworzone historie, żeby tylko zatrzymać mnie w domu. Wytrzymałam tak trzy lata. Dziś sama się sobie dziwię, że dałam radę.

Po jakimś czasie Stefan mocno podupadł na zdrowiu. Chorował kilka lat. Nie ukrywam, że ciężar opieki nad mężem spadł głównie na mnie. Mąż stawał się coraz bardziej nieprzyjemny. Wiem, że cierpiał, ale mam wrażenie, że czasem specjalnie mnie dręczył.

Reakcja córek mnie zabolała

Kiedy odszedł, byłam załamana. Mojego nastawienia nie poprawiły koleżanki, które straszyły, że czekają mnie straszne czasy. Ale już po paru tygodniach okazało się, że życie stało się jakby… lżejsze. Spokojniejsze. Mogłam oddychać pełną piersią. Wróciłam do włoskiego, w moim ukochanym domu kultury zapisałam się też na zajęcia z historii sztuki.

Córki odwiedzają mnie regularnie. Ostatnio Krysia zapytała, co się stało, bo wyglądałam na bardzo zadowoloną. Zaczęłam jej opowiadać, że z grupą z domu kultury planujemy wycieczkę i że bardzo się z tego cieszę.

Odżyłam, dziewczynki. Teraz czuję, że jest tak, jak powinno być.

Na moje spontaniczne wyznanie Kasia i Krysia zareagowały bardzo nerwowo.  Zaczęły krzyczeć, że jak mogę tak mówić, że chyba nie kochałam taty, że jak mi nie wstyd. Próbowałam im wytłumaczyć, że to nie o to chodzi, ale nie chciały słuchać. Wyszły.

Od tego czasu minął tydzień, córki nie dzwonią. Moich telefonów też nie odbierają. Rozumiem, że muszą to sobie wszystko poukładać, że tęsknią za tatą, że może niefortunnie to ujęłam. Ale chyba nie oczekują ode mnie, że do końca życia będę już siedzieć w ciemnym pokoju i wpatrywać się w zdjęcie Stefana?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *