“Moje małżeństwo z Karolem jest już fikcją. Wiadomości do atrakcyjnej brunetki, które znalazłam na jego telefonie były tylko wisienką na torcie. Nie mogę już na niego patrzeć i nie chcę z nim być. Ale boję się, że rozwód pozostanie jeszcze przez dłuższy czas w strefie marzeń. Karol zagroził, że jeśli złożę pozew, zabierze mi dzieci. To by mnie zniszczyło. Dlatego będę przy nim trwać – póki dzieci nie dorosną.”
Złe złego początki
Kiedy patrzę na moje małżeństwo z perspektywy czasu, wydaje mi się, że od początku było z nim coś nie tak. Chciałam uciec z przemocowego i toksycznego domu, więc kiedy poznałam Karola, długo się nie zastanawiałam. Może i dostrzegałam jego wady, ale wtedy najważniejsze było dla mnie to, żeby się wynieść od rodziców i mieć święty spokój. Nawet niektóre jego zachowania tłumaczyłam sobie na jego korzyść.
Kiedy miał wieczne pretensje, że jego koszule są źle wyprasowane, buty stoją krzywo przy drzwiach, a ubrania w szafie są ułożone chaotycznie, bo nie według kolorów, tłumaczyłam to sobie tym, że widocznie jest bardzo porządny, a w mojej patologicznej rodzinie nigdy nikt o to nie dbał. Nawet kiedy o najmniejsze drobiazgi robił ogromne awantury, które kończyły się kilkudniową ciszą, nie sądziłam, że to z nim jest coś nie tak, tylko ze mną.
Po roku wspólnego mieszkania z Karolem chodziłam jak w zegarku. Wszystko musiało być na swoim miejscu, czyste, wypucowane, bez śladu kurzu. Wtedy też zaszłam w pierwszą ciążę. Bardzo się ucieszyłam, że może uwaga Karola zostanie przekierowana na co innego niż kontrolowanie porządku w domu i tego co na siebie zakładam i jak wyglądam. Po narodzinach Kalinki wydawało mi się, że Karol się zmienił, dużo czasu spędzał z małą, zobaczyłam w nim innego człowieka. Dla mnie też był jakby łagodniejszy. Kilka miesięcy później znowu byłam w ciąży. To była wpadka. Wkrótce na świecie pojawił się Krzyś.
Zdrada to wisienka na torcie
Dwójka dzieci to było wielkie szczęście, ale też wielka odpowiedzialność i duży wysiłek. Padałam na twarz ze zmęczenia. Nie miałam nikogo do pomocy – z moimi rodzicami nie utrzymywałam kontaktu, a matka Karola wpadała raz na pół roku, bo, jak się dowiedziałam od męża „nie przepadała za mną”. Z oczywistych względów nie byłam w stanie zajmować się mieszkaniem tak jak wcześniej. Wpadłam w depresję poporodową. W domu był bałagan. Starałam się, jak mogłam, ale przy dwójce małych dzieci było to niemożliwe, aby wszystko było idealnie sprzątnięte a ja zadbana i umalowana.
Awantury z tego powodu zaczęły mi coraz bardziej przeszkadzać, a Karol zrobił się coraz bardziej agresywny. Wobec dzieci był wspaniałym ojcem, ale mnie nie szanował w ogóle. Pewnego dnia podniósł na mnie rękę, kiedy oblałam go niechcący zupą. Od tej pory coraz częściej myślałam o rozstaniu. Jakieś 2 miesiące później na ekranie jego telefonu zobaczyłam wiadomość z serduszkami. W ogóle nie ukrywał się z tymi powiadomieniami. Zauważyłam, że jakaś brunetka wysyła mu zdjęcia w bieliźnie. Wpadłam w szał, zrobiłam mu awanturę i powiedziałam, że odchodzę.
Nie odzywał się przez tydzień, a jak w końcu wrócił porozmawiać, poinformował mnie, że jeśli chcę odejść droga wolna, ale dzieci zostają z nim.
Dostaniesz rozwód pod jednym warunkiem. Dzieci zostają ze mną. Żaden sąd i tak ci nie przyzna nad nimi opieki. Nie masz własnego mieszkania ani pracy.
– powiedział.
Co mam teraz zrobić? Będę szukać jakiejś pracy, ale nie mam żadnego doświadczenia. Czuję, że będę przywiązana do tego człowieka jeszcze przez kolejne 18 lat. To największa tortura. Poradźcie, co robić?