Relacje z teściową bywają różne i często są głównym motywem różnorodnych żartów. Czy jednak rzeczywiście teściowa powinna być kojarzona z rywalizacją i nadmiernym wtrącaniem się i ingerowaniem w małżeństwo swojego dziecka?
Do redakcji napisała Anna, która jest zdziwiona postawą swojej teściowej i starała się porozmawiać na ten temat ze swoim mężem. On jednak staje w obronie swojej mamy i uważa, że żona przesadza, a wręcz czepia się jego mamy. Jest to nierzadko powodem kłótni młodego małżeństwa.
Z Mateuszem wzięliśmy ślub ponad 2 lata temu. Była to kameralna impreza dla najbliższej rodziny, ale wszyscy bawiliśmy się świetnie, a teściowa bardzo pomagała nam w przygotowaniach do ślubu i rzadko narzucała swoje zdanie. Może jedynie przy wyborze dań i przekąsek, bo twierdzi, że nikt nie zna się tak dobrze na gotowaniu, jak ona. Ma trochę racji, bo gotuje naprawdę nieźle.
Po ślubie czekaliśmy na odbiór mieszkania w miejscowości, z której pochodzi mój mąż. Tam mieści się firma, w której zaczął pracę jeszcze na studiach, więc nie chciałam, żeby rezygnował z miejsca, w którym jest doceniany i przede wszystkim dobrze zarabia. Owszem, bałam się, że będę tęsknić za rodzicami, ale 200 km to też nie jest koniec świata. Poza tym, Mateusz zapewniał mnie, że tu też mam swoją rodzinę, czyli jego rodziców i rodzeństwo i że zawsze mogę na wszystkich liczyć.
Czy dziecko wszystko zmienia w małżeństwie?
W małżeństwie Anny i Mateusza wszystko układało się, jak powinno. Brakowało w związku większych kłótni, nieporozumień, a para zawsze mogła na siebie liczyć. Wszystko zaczęło się zmieniać w momencie przyjścia na świat ich dziecka.
Czułam się taka szczęśliwa. Mieliśmy nowiutkie, fajnie urządzone mieszkanie, Mateusz nawet podczas pandemii rozwijał karierę, ja pracowałam wtedy jako freelancer, ale również nie mogłam narzekać na brak zleceń, bo akurat moją branżę oszczędziła ta trudna sytuacja. Dwa weekendy w miesiącu spędzaliśmy u moich rodziców, więc aż tak nie zdążyłam się za nimi nigdy stęsknić.
Wszystko się zmieniło, kiedy urodziłam synka, naszego słodkiego Michałka. Wtedy ta moja niby pomocna teściowa zniknęła, dosłownie jakby zapadła się pod ziemię. Jak wcześniej wpadała do nas ze swoimi wypiekami, organizowała kulinarne wieczory, zawsze oferowała pomoc, a jak się rozchorowaliśmy z Mateuszem, to była codziennie w naszym mieszkaniu – z zakupami, gorącą zupą.
Brak pomocy ze strony teściowej
Anna twierdzi, że właśnie dlatego myślała, że kiedy na świecie pojawi się dziecko, to jej teściowa z chęcią zaoferuje pomoc przy maluchu. Tak jednak nie było…
Dziwi mnie to, bo tak nalegała na wnuka. Rodzeństwo Mateusza jest młodsze, nie myślą jeszcze o dzieciach. Wydawało mi się, że rodzice mojego męża naprawdę się ucieszyli, jak powiedzieliśmy im o ciąży. Nawet Mati podkreślał, że na pewno będą nam pomagać przy małym. Ale oni odwiedzili nas raz, z dwa tygodnie po porodzie. Przynieśli jakiś prezent, posiedzieli, poprzytulali Michałka i tyle. Dzwonią kilka razy w miesiącu, ale nigdy nie zaproponują pomocy, a mieszkają 15 km od nas!
Pytałam Mateusza, dlaczego jego mama nie podejmie się opieki nad Michasiem, chociaż przez kilka godzin tygodniowo, żebym mogła powoli wracać do pracy albo po prostu poszła na samotny spacer i odetchnęła. W końcu od 7 miesięcy siedzę tylko w pieluchach! Mateusz całe dnie pracuje, a ja jestem totalnie sama z synkiem. Szczerze mówiąc, to jestem tak zmęczona, że zaczęłam szukać po prostu opiekunki dla Michała. Mąż mnie nie rozumie, twierdzi, że nie jestem jedyną kobietą, która zajmuje się dzieckiem, a niektóre wychowują całą gromadkę i nie liczą na pomoc ze strony innych. Twierdzi, że jego mama już odchowała swoje dzieci, a teraz ma prawo rozwijać swoje pasje i żyć po swojemu.
Jak myślicie, nasza czytelniczka ma prawo liczyć na pomoc ze strony teściowej? A może po prostu powinna sama poprosić matkę swojego męża o popilnowanie małego, kiedy Anna będzie chciała załatwić coś na mieście lub popracować nad zleceniem.