“Miesiąc temu straciłam córeczkę. Tak bardzo boję się Wszystkich Świętych. Nie zniosę ludzkich spojrzeń”

“Nie zniosę ludzkich spojrzeń… Pisząc te słowa, cała drżę. Miesiąc temu pochowałam czteroletnią córeczkę. Dziś zamiast ciepłej kurtki kupuję dla niej znicze. Boję się najbliższego wtorku. Boję się Wszystkich Świętych. Brakuje mi tchu, gdy myślę o tych wszystkich spojrzeniach. Boję się, że po raz drugi w ciągu miesiąca moje serce pęknie na milion  kawałków.

Miesiąc temu straciłam córeczkę

Misia była całym moim światem. Jedynym, wymarzonym dzieckiem. Staraliśmy się o nią 10 lat. Marek i ja walczyliśmy o ciążę wielokrotnie. Wielokrotnie też musieliśmy stawić czoła stracie. W końcu się udało. Nie wiadomo jak i dlaczego. Po prostu się udało.

To było bardzo trudne 10 lat. Jednoczył nas jeden cel — chęć posiadania dziecka. Gdy się udało, nadal nie mogliśmy odetchnąć. Wcześniejsze doświadczenia nie pozwoliły nam odetchnąć z ulgą, aż do chwili rozwiązania. Gdy pojawiła się Michalina, nagle świat się zmienił.

Poza wielkim szczęściem i spełnionym marzeniem zdaliśmy sobie sprawę, że nasze uczucie wypaliło się gdzieś w tym 10-letnim pędzie. To był ogromny cios dla obydwojga, ale nie dało się przejść z tym do porządku dziennego.

Rozstaliśmy się w zgodzie. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale żyliśmy w przyjaźni i naprawdę wspólnie wychowywaliśmy dziecko. Wszystko zaczęło się układać aż do września. 15 września Misia zmarła. Nie chcę nawet opisywać, jak to się stało. Okropny, nieszczęśliwy wypadek… Nasz świat zupełnie się zawalił. Nie wiem, czy kiedykolwiek mija żałoba po dziecku. Dzisiaj myślę, że nie!

Mała dziewczynka stoi tyłem na tle zachodu słońca nad morzem

Tak bardzo boję się Wszystkich Świętych. Nie wiem, jak zniosę ludzkie spojrzenia

Nigdy nie znajdę słów, którymi da się opisać ten ból. Największy zwyrodnialec nie byłby w stanie wymyślić boleśniejszych tortur. Moje serce potłukło się na milion części. Każdego dnia czuję, jak kłują mnie od środka, nie pozwalając funkcjonować.

Unikam ludzi i ich współczujących spojrzeń. Ja naprawdę wiem, że każdy chce dobrze, ale to jest nie do zniesienia. Mam wrażenie, że  każdy gest, słowo jest jak rozżarzony węgiel. Parzy sam środek mojej duszy.

Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało. Nie mogę winić ludzi za ich dobro i współczucie. Ja po prostu nie potrafię tego udźwignąć! Nie umiem patrzeć w oczy pełne smutku pomieszanego ze zakłopotaniem. Kule się od dotyku życzliwej dłoni na plecach. Sztywnieję, gdy ktoś chce mnie przytulić. Czuję, że rozpadnę się tam przy tych wszystkich ludziach. Rozpadnę i nie znajdę siły, żeby wstać.

1 listopada wstanę rano i spróbuję pójść na cmentarz. Pochylę się nad grobem dziecka i kolejny raz spróbuje przetrwać. Choć wiem, że nie zniosę ludzkich spojrzeń, nie wyobrażam sobie tego dnia nie pójść do Misi…”

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *