Ministerstwo Edukacji i Nauki wprowadziło zmiany w spisie lektur szkolnych. Według tychże wytycznych od najmłodszych lat dzieciom mają być wpajane wartości patriotyczne, a także związane z moralnością katolicką. To nie spodobało się Kamili z Wrocławia, której syn w tym roku będzie kończyć podstawówkę, a córka idzie do drugiej klasy liceum.
“Absurd goni absurd!” – uważa 45-letnia mama
Kamila nie może pogodzić się z tym, że w XXI wieku cały czas omawiane są lektury, które w jej ocenie nie wnoszą nic w życie nastolatków.
Ja rozumiem wszystko, że chodzi o jakieś uniwersalne przesłanie i wartości, które powodują, że dzieci stają się bardziej empatyczne, wyrozumiałe etc., ale nie rozumiem, po co wybierać np. Listy z podróży do Ameryki Sienkiewicza albo coś autorstwa Karola Wojtyły. Nie wspomnę o pięciu (!) patriotycznych pozycjach napisanych przez Zofię Kossak-Szczucką… Po co to robić naszym dzieciom?!
“Postawmy na coś świeżego!”
45-latka uważa, że bardziej dzieci do czytania można było zachęcić, wybierając treści bliższe ich sercu, które nie brzmią patetycznie i nie są napisane językiem zamierzchłym, z którym niejeden dorosły by sobie nie poradził.
Mam czasem wrażenie, że utrudnia się naszym dzieciom naukę, a nie ułatwia. Przecież czytanie jest tak ważne, ale gdy ma to wyglądać w taki sposób, że zmusza się młodzież do tekstów mocno archaicznych, to można osiągnąć tylko odwrotny skutek… A czy tego chcemy?
Jaki Waszym zdaniem powinien być klucz doboru lektur?