„Mateuszek od zawsze był moim małym synkiem. Nawet kiedy stał się już dorosłym mężczyzną, codziennie do mnie dzwonił zapytać, co słychać, w weekendy przychodził na obiadki i zawsze mi pomagał. Od kiedy poznał swoją żonę, wszystko się skończyło. Ta harpia nie pozwala mu nawet do mnie wieczorem zadzwonić!”
Synek mamusi
Mateusz był moim najbardziej wyczekanym dzieckiem. Urodził się ostatni, miał już dwie starsze siostry. Zawsze marzyłam o synku i w końcu się udało. Rozpieszczałam go więc, jak mogłam, był zawsze moim oczkiem w głowie. Nigdy też nie sprawiał mi żadnych problemów. Byliśmy zawsze bardzo ze sobą blisko. Czasami myślę, że może nawet za blisko. Kiedy przychodziłam po niego do szkoły, znajomi śmiali się, że jest synkiem mamusi. Jednak Mateuszkowi to nie przeszkadzało.
Kiedy syn dorósł i poszedł na swoje, byłam przerażona, że go straciłam. Nic bardziej mylnego! Mateusz zamieszkał niedaleko nas, żeby mieć zawsze blisko. Co więcej, przychodził co weekend na obiad i opowiadał co u niego słychać. Codziennie wieczorem dzwonił i mówił, że mnie kocha. Myślałam, że jestem najszczęśliwszą matką na świecie, że mam takie złote dziecko!
Synowa z piekła rodem
Niestety, wszystko runęło jak domek z kart, kiedy Mateusz poznał Ankę. Poznali się na jakiejś imprezie u znajomych. Ta dziewczyna od razu go omotała. Świata poza nią nie widział. Dzwonił i opowiadał, jaka jest piękna, mądra i miła. Mówił, że koniecznie musimy się poznać. Pewnej niedzieli przyprowadził ją na obiad. Moje wyobrażenie na jej temat zupełnie nie zgadzało się z tym, co zobaczyłam na żywo. Owszem, była piękną dziewczyną, ale do bycia miłym było jej daleko. Odniosłam raczej wrażenie, że jest zarozumiała i bardzo pewna swego. Wydawało mi się, że chce zbałamucić i wykorzystać Mateuszka. On za to był w nią wpatrzony jak w obrazek. Po tej wizycie musiałam wziąć proszki na ciśnienie, bo tak się zdenerwowałam.
Od tego czasu było coraz gorzej. Mateusz spędzał z tą larwą coraz więcej czasu. Przestał już dzwonić wieczorami i przychodzić co weekend. Twierdził, że Anka woli pójść do restauracji. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam, czemu przestał dzwonić. Powiedział, że Ani się nie podoba, że tak często rozmawiamy ze sobą. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój Mateuszek, którego tyle czasu karmiłam z własnej piersi, głaskałam, wychowywałam w trzy miesiące, stał się innym człowiekiem przez jakąś obcą babę? Nie do wiary!
Następnym razem, kiedy przyszedł do nas sam, bo go o to poprosiłam, wszystko mu powiedziałam, co leżało mi na sercu. Był w szoku. Nie spodziewał się takich słów. Widziałam, że ma łzy w oczach, ale stwierdził, że on właśnie ma zamiar poprosić Anię, żeby została jego żoną i jeśli będzie musiał wybrać między nami, to wybierze ją. Muszę przyznać, że tego wieczoru prawie zabrała mnie karetka. Jak on mógł?