Polscy siatkarze w sobotnim finale będą mogli liczyć na dodatkowe wsparcie. Ich mecz z Włochami odbędzie się dokładnie w 18 rocznicę tragicznej śmierci Arkadiusza Gołasia. Mało tego, mecz zostanie rozegrany dokładnie w tej samej hali, w której Gołaś zagrał swój ostatni mecz w życiu.
Polscy siatkarze imponują na tegorocznych mistrzostwach Europy. W pięciu meczach fazy grupowej stracili tylko jednego seta, a później rozprawili się z Belgią, Serbią, a w półfinale ze Słowacją, która wyrzucała Biało-Czerwonych z poprzednich czterech edycji EuroVolleya.
Powalczą o złoto w szczególnym dniu
Tym samym Polacy po 14 latach przerwy ponownie zagrają w finale mistrzostw Europy. Ich rywalem będą Włosi. Ci sami, którzy w ubiegłym roku pokonali siatkarzy Nikoli Grbicia w katowickim Spodku w finale mundialu. Teraz Biało-Czerwoni mogą się “odgryźć”, wygrywając finał w Rzymie.
W starciu z zawodnikami Ferdinando De Giorgiego Polacy będą musieli mierzyć się nie tylko z rywalami po drugiej strony siatki, ale także z tysiącami nieprzychylnych kibiców. Za to będą mogli liczyć na wsparcie z nieba.
Finał odbędzie się 16 września, czyli w rocznicę śmierci Arkadiusza Gołasia, wielkiego talentu polskiej siatkówki. Środkowy zadebiutował w reprezentacji Polski w 2001 roku i przez cztery kolejne lata był ważnym członkiem kadry. Razem z nią grał m.in. na igrzyskach olimpijskich w Atenach.
Lato 2005 było wspaniałym okresem w jego życiu. W lipcu poślubił swoją ukochaną Agnieszkę, a także dołączył do włoskiego Lube Banca Macerata, jednego z najlepszych wówczas klubów na świecie. Z kadrą pojechał na mistrzostwa Europy, które zakończyły się dla nas już po fazie grupowej.
Swój ostatni mecz w życiu Gołaś zagrał 8 września 2005 roku przeciwko Portugalii w rzymskim Palazzo dello Sport, tej samej hali, w której odbędzie się sobotni finał EuroVolleya.
Ta tragedia wstrząsnęła Polską
16 września razem ze swoją żoną Agnieszką Gołaś wybrał się w drogę do Maceraty na przedsezonową prezentację zespołu Lube. Jechali Toyotą Avensis, którą odebrali z salonu zaledwie kilka dni wcześniej. Na początku kierował siatkarz, ale po trzech godzinach zmęczony obudził żonę, aby to ona przejęła kierownicę.
Z niewiadomych przyczyn ich samochód po godzinie 7 zjechał ze swojego pasa i uderzył w panele dźwiękochłonne pod Klagenfurtem. Gołaś zginął na miejscu, a jego żona trafiła do szpitala.
Po tej tragedii żałobą okryła się cała sportowa Polska. Pogrzeb w częstochowskiej archikatedrze zgromadził tłumy kibiców, którzy skandowali imię i nazwisko środkowego kadry. Trumnę z ciałem zawodnika nieśli przyjaciele i koledzy z boiska m.in. Krzysztof Ignaczak, Piotr Gruszka, czy Łukasz Żygadło.
Kiedy Polacy w 2006 roku zdobywali srebrny medal mistrzostw świata, zadedykowali go Gołasiowi. Sobotnie zwycięstwo na pewno nie będzie możliwe bez jego wsparcia z góry.