Pracuje w dzielnicy czerwonych latarni. Miała 13 klientów w jedną noc. Ujawnia, ile zarabia

Meksykańskie miasto Tijuana często porównywane jest z Amsterdamem, ale nie chodzi tu bynajmniej o liczbę tulipanów i kanałów. Rywalizacja odbywa się na gruncie tego, co nazywane jest czasem “najstarszym zawodem świata”. Konkretnie chodzi o analogiczny do słynnej amsterdamskiej Rożowej Dzielnicy, rejon Tijuany zwany Zona Norte. Jedna z działających tam prostytutek w wywiadzie dla meksykańskiego youtubera ujawniła wiele interesujących szczegółów na temat kulis swojej pracy.

Tijuana to miasto w północno-zachodnim Meksyku, leżące przy granicy z USA i 10 km od wybrzeża Pacyfiku. W 2020 r. miało prawie 2 mln mieszkańców. Jedną z jego atrakcji jest Zona Norte — gwarna dzielnica z barwną sztuką miejską, m.in. muralami o tematyce politycznej.

Okolica ta, często nazywana dzielnicą czerwonych latarni, jest usiana barami, klubami i dyskotekami dla dorosłych. Zona Norte często określana jest ironicznie jako “Disneyland dla mężczyzn”, choć trzeba też pamiętać, że wiele lokali kieruje swoją ofertę do klientów LGBTQ.

https://youtu.be/vVqoD-ipJqE

Dziewczyna z dzielnicy czerwonych latarni w Tijuanie ujawnia swoje tajemnice

Szacuje się, że w Zona Norte pracuje aż 10 tys. prostytutek. Jedną z nich jest Danny, która udzieliła wywiadu kanałowi YouTube 420Jon69 pod warunkiem, że jej twarz będzie zakryta. Pochodząca z innej części Meksyku dziewczyna znalazła się w Tijuanie, gdy miała 19 lat i rozpoczęła pracę w “Hong Kong Gentlemen’s Club”.

— Wielu ludzi myśli, że Tijuana jest najgorszym miejscem na świecie, że jest najbardziej niebezpieczna, że jeśli tu przyjadą, to zostaną zabici lub staną się narkomanami. Tak jednak nie musi być i wiele zależy od tego, jak się ustawisz

— powiedziała.

Co ciekawe Danny uważa, że bycie pracownicą seksualną w pewnym sensie uczyniło ją lepszą przez kontakt z wieloma ludźmi. Jednak chodzi przede wszystkim o pieniądze, a to sprawa niebagatelna, bo Danny zarabia teraz tyle samo za godzinę, co za 50-godzinny tydzień pracy w swojej starej “normalnej pracy”. Podkreśla, że pracuje osiem godzin na dobę.

— Czasami wracasz do domu z co najmniej 300 lub 500 dolarami, a inne nocy zgarniasz 1 tys. dolarów, wczoraj zarobiłam 600 dolarów — wyjaśniła. Zaznaczyła, że była nawet w stanie zarobić od 2 tys. do 3 tys. dolarów w jedną noc, a w najbardziej pracowitym dniu w “Hong Kong Gentlemen’s Club” miała aż 13 klientów. Dodała, że po piątym lub szóstym kliencie świadczenie tych usług robi się bolesne.

“Nie czuję się z tym źle”

Danny ujawniła też, że korzysta z finansowego wsparcia swoich stałych klientów, zazwyczaj bogatych, starszych mężczyzn, czyli tzw. “sugar daddies”. Z niektórymi pozostaje w takim układzie od kilku lat.

Nie wszystko jednak wygląda tak dobrze, bo dziewczyna dodała, że zdarzają się też dziwni klienci ze “złymi fantazjami”. Ogólnie sprawia jednak wrażenie zadowolonej.

— Nie czuję się z tym źle, ponieważ zachowuję się odpowiedzialnie. Nie skłania mnie to do brania narkotyków lub czegoś w tym rodzaju — powiedziała.