Marcin R. po powrocie do mieszkania zjadł kanapkę. Zobaczył, że ma zakrwawioną bluzę, więc zdjął ją do prania. I wtedy ktoś zaświecił mu latarką w oczy. To był policjant. Dwóch funkcjonariuszy wjechało na strażackim podnośniku na wysokość trzeciego piętra w kamienicy. Osiłek rzucił w jednego z nich młotkiem. Pogruchotał mu twarz. W drugiego cisnął ciężarkiem do ćwiczeń. — Rzucałem wszystkim, co popadło — przyznał później Marcin R. — Lodówką też chciałem rzucić, ale była za ciężka. Noże naszykowałem, chciałem się bronić — mówił w komendzie, gdzie trafił, kiedy w końcu udało się go obezwładnić. Okazało się, że jest trzeźwy. Przyznał się do winy.
Mówił, że nienawidzi ludzi chodzących do dyskotek
Sprawa Marcina R. była szeroko opisywana w mediach. O jego procesie pisaliśmy także w Fakcie. Mówił prokuratorowi, że popełnił zbrodnię, bo nienawidzi ludzi, także tych, którzy chodzą na dyskoteki. — Gdybym miał kałacha, pozabijałbym ich wszystkich — stwierdził.
Relacjonował to, co się stało, bez żadnej skruchy. — Wyszedłem na miasto po coś do żarcia, poszedłem na Piotrkowską, potem pod dyskotekę. Zobaczyłem tę kur… Patrzyła na mnie jak kur… Zwyzywałem ją: k… szmato, czego się gapisz? – powiedziałem. Odpowiedziała mi: spier… Jakiś przypływ mocy poczułem. Ręka sama mi poszła po nóż. Chciałem ją zaje… Wbiłem jej nóż, ale tylko raz. Chciałem jeszcze raz, ale się rozmyśliłem. Gdy już skończyłem, nawet się nie zmęczyłem. Nie żałuję tego, co zrobiłem. Zrobiłem porządek – mówił bezlitosny bandzior.
W sądzie wszystko odwołał, nie przyznał się do winy. Stwierdził, że nic nie pamięta. – Robi się ze mnie psychopatę, a ja miałem problemy ze sobą. Od siedmiu lat walczę z depresją, z lękami. Dlatego zawsze przy sobie noszę nóż. Jak można kogoś skazać za to, czego nie pamięta? – zapytał sędziego. Dostał dożywocie za popełnienie zbrodni z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Sąd zgodził się także na publikację wizerunku oskarżonego.
Nigdy nie zapomnimy Alicji
Choć od tragedii mija właśnie trzynaście lat, w Przemysławowie (Wielkopolskie) wystarczy wspomnieć o zabójstwie Alicji, a ludzie natychmiast kojarzą sprawę i wracają do tej historii. Jak mówią, nie sposób o niej zapomnieć. — Ala była piękną dziewczyną. Pojechała na dyskotekę do Łodzi i już nie wróciła. To był dla nas wszystkich szok — słyszymy w urzędzie gminy.
Mieszkańcy Przemysławowa, skąd pochodziła Alicja, regularnie odwiedzają grób dziewczyny. — To była moja sąsiadka, a w naszej wsi sąsiad to prawie rodzina. Ile razy jestem na cmentarzu, zaglądam na grób Alicji i zapalam świeczkę — mówi Faktowi Norbert Kaczmarek, sołtys Przemysławowa. — To była straszna historia. Ona będzie w nas — dodaje sołtys.






