Niedawno ukończyłam studia. Rodzice kupili mi mieszkanie w mieście, w którym studiowałam. Zdecydowałam się tu zostać, bo w mieście jest więcej perspektyw. Miałam rację, łatwiej jest znaleźć pracę w dużym mieście. Poszłam do pracy. Otwarto stanowisko sekretarza rozprawy sądowej. To było coś dla mnie, ponieważ ukończyłam studia prawnicze, a praca nie jest ciężka. Mnie to pasowało i poszłam na okres próbny. Gdybym wiedziała, jak trudno będzie mi dotrzeć do miejsca pracy…
Autobusy stoją zawsze w korkach, zaczęłam się spóźniać prawie codziennie. Mój przełożony tego nie pochwalał i ostrzegł mnie, dając mi trzy próby. Jeśli ich użyję i znów się spóźnię, wyrzucą mnie z pracy. Rozpłakałam się, to był koniec dnia pracy. W ten sposób, z powodu zwykłych korków i przejazdów autobusem, mogę stracić pracę. Zadzwoniłam do mamy, opowiedziałam jej swoją historię, a raczej problem. Mama mnie pocieszała i mówiła, że wszystko będzie dobrze.
Kilka dni później miałam urodziny. Problem rozwiązał się sam, wieczorem przed moimi urodzinami rodzice przyjechali do mnie w odwiedziny. Dali mi samochód. Bardzo się ucieszyłam. Teraz mam swój środek transportu i nie spóźnię się do pracy.
Samochód jest bardzo dobry i wygodny. Zaczęłam kolegować się z koleżanką z pracy, Janiną. Ja i Jana mieszkamy blisko siebie, więc ciągle prosiła mnie, żebym podwoziła ją do pracy. Na początku robiłam to z radością, ale później zaczęłam się złościć. Żeby zabrać Janę z domu, potrzebuję dodatkowego czasu, oraz benzyny, a ona nie daje mi ani grosza. Czasem nawet z bezczelnością prosi, żebym jeszcze podwiozła gdzieś jej męża. Przestało mi się to podobać, ale nie mogę odmówić koleżance i z uśmiechem na twarzy robię to codziennie.
Nie wiem, jak ta historia się skończy, ale długo tak nie wytrzymam.