Arogancki były

– Lyosha, wejdź – powiedział Arkady, stanowczo odpychając byłą żonę od drzwi.
Oksana zamarła na progu, jakby została oparzona wrzątkiem. Przed nią stał mężczyzna, którego nie chciała widzieć nawet po drugiej stronie miasta, a obok niego około dziesięcioletni chłopiec, marszczący brwi, z plecakiem za plecami.

– Czyś ty oszalał?! – wydyszała. – Co ty tu robisz? I kto to jest?

– Nie zaczynaj – odparł Arkady. – To jest Lyosha. Moja pasierbica. Zostanie z tobą przez kilka dni.
– Co?! – Oczy Oksany prawie wyskoczyły z orbit.
– Lena zaczęła rodzić, jadę do szpitala. Nie mogę zostawić Lyoshy samej. Żadnych krewnych. A ty jesteś na wakacjach, nie masz nic do roboty. Więc będziesz siedzieć z chłopcem.

– Arkasha, ty… – zrobiła się biała ze złości. – Przyprowadziłeś do mnie cudze dziecko, tylko dlatego, że ci to pasowało?!

– Nie denerwuj się tak! – powiedział z irytacją. – Tylko na kilka dni. Nawet zapłacę za ten czas, nie martw się. Wiem, że nie jesteś teraz zbyt zamożna.
– Och, tak?! – Oksana była gotowa krzyczeć. – Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że nie muszę przyjmować cudzego dziecka?! Zwłaszcza po tym, co zrobiłeś w sądzie?!

– Dobra, koniec, jestem spóźniona. Lyosha, zachowuj się. Nie jedz tego, co ona gotuje – Arkady zwrócił się do chłopca – Zamówiłem dostawę, niech ci ją da. I tak, możesz pograć na komputerze przez kilka godzin, zanim pójdziesz spać.

– Idź do diabła! – krzyknęła Oksana. – Wynoś się stąd! Zabierz dziecko i wynoś się!

Ale Arkadiusz, jakby nie słyszał jej słów, już zbiegał po schodach. Drzwi się zatrzasnęły i w mieszkaniu zapanowała cisza, którą przerywał tylko ciężki oddech Oksany i szelest plecaka chłopaka.

– Gdzie ja mam iść? – Lyosha przeciągnęła się z pogardą. – Potrzebuję normalnego pokoju. Z dużym łóżkiem. I żądam szacunku dla siebie.

– Stój tu i bądź cicho” – Oksana zacisnęła zęby i chwyciła za telefon. – Teraz pokażę komuś, jak siedzieć z cudzymi dziećmi “na wakacjach” ….

Minęło około dziesięciu minut. Chłopak stał pod ścianą jak ukarany, ale w jego oczach nie było strachu. Raczej znudzenie i jawna irytacja. Oksana skończyła rozmawiać z policją. Obiecali “przyjrzeć się sprawie”, ale, jak zwykle, powiedzieli, że jeśli dziecku nie grozi niebezpieczeństwo, to na razie powinno zostać z nią.
Czyli – klasyka: radź sobie sama, my przyjedziemy, gdy zrobi się naprawdę źle.

– Świetnie – szepnęła, spoglądając na Lyoshę. – Cóż, chłopcze, wygląda na to, że przez jakiś czas będziemy musieli razem gotować się w tym piekle.

– To nie moja wina, że mój ojczym jest kretynem” – powiedziała ponuro Lyosha. – A twoje mieszkanie śmierdzi starością.

– Przestań być niegrzeczny”, zacisnęła oczy. – Nie muszę cię karmić, usypiać ani znosić twoich wybryków.
– A kim ty w ogóle dla mnie jesteś? – prychnął chłopak. – Kim dla niego byłaś? Pierwszą żoną?

– Ta, którą nazwał “niekobiecą”. Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jesteś teraz nie na czasie.

To był długi wieczór. Lyosha nie ukrywał swojej pogardy dla mieszkania, mebli, zapachu starych regałów i braku telewizora w pokoju. Chrząkał głośno, narzekał, że nie może połączyć się z Wi-Fi, a potem odmówił zjedzenia tego, co zaproponowała Oksana – zwykłej kaszy gryczanej i kotleta. Odmówił nawet przyjęcia dostawy zamówionej przez Arkadija: “Nie ufam jedzeniu z plastikowych pudełek”.

Oksana przypomniała sobie, jak zainwestowała prawie wszystko, co miała, w dom, z którego została wypędzona. Ciężko pracowała przy remontach, szyła nocami, zaciągała pożyczki. Arkadiusz obiecał wtedy, że dom będzie wspólny. I jak zwykle skłamał. A teraz oddał jej pasierba na wychowanie, jak szczeniaka ze schroniska.

Nie mogła spać w nocy. A Lyosha rozmawiał na głos sam ze sobą w pokoju – albo z kimś przez słuchawki. Wydawało się, że całe powietrze w mieszkaniu jest przesycone jakimś gryzącym niezadowoleniem.

Rano obudził ją zapach przypalonego chleba. Lyosha stała przy kuchence z kawałkiem chleba opiekanym bezpośrednio na gazie.

– Co ty wyprawiasz?! – podskoczyła.

– Jestem głodna. A twoje jedzenie jest zepsute. – Wzruszył ramionami. – Kiedyś robiłem to u babci. Ale ona umarła.

Oksana zamarła.

– Martwy?

– Mm-hmm. Kilka lat temu. Nie pozwoliłaby Arkadiuszowi oddać mnie do czyjejś ciotki. Powiedziałaby: “Najpierw umrzyj, potem proś”. – Chłopiec usiadł przy stole i zaczął jeść chleb.

– A twoi rodzice? – Oksana zapytała cicho.

– Mama jest w szpitalu. Szpital położniczy, słyszałeś. Jej rodzina jest w Peterze. Uważają, że jestem niefortunnym dodatkiem do mojej mamy. A mój ojczym… cóż, to widać. – Wziął kęs, przeżuł i dodał cicho: – Boi się mnie. Myśli, że go nienawidzę. Ale ja go po prostu nie szanuję.

Te słowa były mocniejsze niż krzyki i chamstwo. W chłopcu było więcej bólu, niż pokazywał.

Trzeciego dnia nie odzywali się do siebie. Lyosha siedział w kącie z książką – wziął z półki stary zbiór opowiadań Raya Bradbury’ego. Oksana zauważyła, że płacze – cicho, szczerze. Nie z bólu, ale z beznadziei.

Wieczorem przyszła wiadomość od Arkadiusza:

“Lena jest w ciężkim stanie. “Komplikacje. Nie mogę jeszcze zabrać Lyoshy. Jeszcze dzień lub dwa”.

Oksana spojrzała na ekran, a potem na chłopca. Nie udawał już odważnego. Siedział przy kaloryferze, obejmując kolana, jakby na coś czekał.

– Lyosha… – zaczęła. – Boisz się o mamę?

Przytaknął. Jego usta drżały.

– Mam zadzwonić do szpitala? Sprawdzić, co z nią?

Chłopiec spojrzał na nią – nie wrogo, nie uparcie. Po raz pierwszy był człowiekiem. Skinął głową.

Kilka godzin później rozmawiała już z pielęgniarką. Wahała się trochę, ale powiedziała: kobieta na porodówce jest stabilna, komplikacje zostały rozwiązane, a chłopcu będzie lepiej w spokojnym otoczeniu na razie.

Kiedy powiedziała o tym Lyoshy, ten w milczeniu podszedł i przytulił ją. Tak po prostu. Bez słów. Oksana poczuła, jak ciężka bryła w jej piersi, która tkwiła tam od miesięcy, przesuwa się.

– Dziękuję – wyszeptał. – Jesteś… nie taki, jak mówił.

– Co powiedział?

– Że jesteś wredny. Stary. Mściwy. – Wzruszył ramionami. – Ale jesteś po prostu wredny. Nie stara.

Oksana roześmiała się. Szczerze, po raz pierwszy od dłuższego czasu.

Kiedy Arkady przybył dwa dni później, drzwi nie otworzyły mu się od razu. Dopiero po długim pukaniu pojawiła się Oksana. Spokojna, powściągliwa, ale bardzo zdeterminowana.

– Lyosha wciąż śpi. I nie, nie pozwolę ci go tak po prostu zabrać i zostawić. To nie jest pies.

– Czyś ty się zagalopował? – Arkady zmarszczył brwi. – Nie jest twój.

– Nie. Ale nie jest też twój, per se. Nie obchodzi cię to. On cierpi. Słyszałeś kiedyś o trosce?

 

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *