Szef wstał i spojrzał prosto w oczy dziewczynie.
— No i co, pani Valentino? Ma pani coś na swoje usprawiedliwienie?
Valentina przełknęła ślinę. Czuła, jak policzki płoną, a serce wali tak mocno, że ledwo słyszy otoczenie. Od kiedy pracowała w firmie, zawsze wykonywała swoje obowiązki dokładnie i sumiennie. Nigdy nie zostawiała bałaganu. A teraz — oskarżano ją niesłusznie. Wszystko przez kobietę z wpływami, która doskonale umiała manipulować.
— Panie dyrektorze… — zaczęła cicho, drżącym, ale szczerym głosem. — Dzisiaj rzeczywiście nie sprzątałam przy biurku pani Marianny. Nie dlatego, że jestem leniwa… ale dlatego, że wczoraj publicznie mnie upokorzyła. Nazwała mnie „głupią sprzątaczką”. Powiedziała, że mam „nie zanieczyszczać jej powietrza”. Poczułam się jak śmieć. Nie poskarżyłam się. Po prostu się wycofałam. Ale nie zasłużyłam na kłamstwa.
Dyrektor zmrużył oczy. Valentina się nie tłumaczyła — mówiła prawdę. Widać to było po jej oczach. Żadnych łez na pokaz, żadnych teatrzyków — tylko ból i godność.
Po chwili milczenia wyszedł z gabinetu, nie mówiąc ani słowa. Valentina została sama, nie wiedząc, co myśleć.
Kilka minut później w sali konferencyjnej słychać było poruszenie. Dyrektor wrócił — tym razem z Marianną.
— Pani Marianno — powiedział spokojnym, ale stanowczym tonem — czy ma pani coś do powiedzenia na temat swojego zachowania?
— Przepraszam? — Marianna spróbowała się uśmiechnąć, udając zaskoczenie.
— Przed chwilą obejrzałem nagranie z kamer. Wyraźnie widać, jak sama rozlewa pani kawę i kopie kubek pod biurko. Pani Valentina dziś nawet nie podeszła do pani stanowiska. Pani kłamie. A ja nie toleruję kłamstw i intryg — nawet od najlepszych pracowników.
Marianna zbladła. Otworzyła usta, ale dyrektor dał jej znak, by milczała:
— Proszę się spakować. Umowa zostaje rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym. Jesteśmy firmą, która szanuje ciężką pracę — a nie ambicję za wszelką cenę.
Marianna wyszła z biura bez słowa. Zapanowała cisza. Dyrektor podszedł do Valentiny.
— Wiesz co, Valentino? — powiedział — przypominasz mi mnie samego, dwadzieścia lat temu. Też zaczynałem od zera. Byłem ochroniarzem magazynu. Upokarzano mnie, ignorowano. Ale się nie poddałem. I ty też się nie poddasz.
Valentina patrzyła na niego z niedowierzaniem.
— Masz jakieś wykształcenie?
— Tylko liceum, proszę pana. Nie było mnie stać na studia.
— Chciałabyś studiować?
— Tak, ale…
— Żadnego „ale”. Od jutra nie jesteś już sprzątaczką. Zostajesz zatrudniona jako recepcjonistka. Jeśli chcesz zapisać się na kurs wieczorowy — ja za to zapłacę. Kiedyś ktoś mi pomógł. Teraz moja kolej.
W oczach Valentiny pojawiły się łzy. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
— Dziękuję… nie wiem, co powiedzieć…
— To nic nie mów. Po prostu działaj. Od dziś wszystko się zmieni.
Kilka miesięcy później Valentina nosiła elegancki garnitur i plakietkę: „Valentina Nowak – Asystentka Administracyjna”. Witała gości z uśmiechem i szacunkiem. A Marianna? Przepadła bez śladu, jakby nigdy jej nie było. Biuro już nie było miejscem poniżenia — stało się miejscem nowych szans.
Valentina nie była już tylko sprzątaczką. Była żywym dowodem na to, że prawda, godność i ciężka praca nigdy nie pozostają niezauważone.
