Córka zapłaciła za operację nieznajomego, nie zdając sobie nawet sprawy, że w ten sposób ratuje życie ojca, który kiedyś jej odmówił.

– Przykro mi, ale z taką diagnozą nie obejdzie się bez operacji – lekarz z irytacją rozłożył ręce, jakby Siergiej sam prosił się o chorobę.

Siergiej poczuł, jak gotuje się w środku. Ile razy już to słyszał? W ilu biurach był, mając nadzieję usłyszeć coś innego? A ten – jakby czytał z tego samego scenariusza. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi, gotowy zatrzasnąć je z hukiem, ale nagły ból skręcił jego ciało, jakby niewidzialne stalowe szczypce ściskały jego wnętrze. Szaleńczo chwycił się krawędzi stołu, jego oczy zaszkliły się, a chwilę później zapadła ciemność. Gęsta, lepka, bezdenna.

I śnił o swojej mamie… i Gali.

– Siergiej! Siergiej! Chyba jestem w ciąży! – świergotała radośnie młoda Galina, krzątając się w kuchni i pakując mężowi kolację. Była szczęśliwa jak zajączek i nawet nie zauważyła, że Siergiej nie zareagował na jej słowa.

– Wyobrażasz sobie, jakie mamy szczęście? Inni ludzie cierpią latami, a my mamy prawdziwe szczęście! Mamy mieszkanie i stabilną pracę. Jedyne, czego nam brakowało, to dziecko dla pełnego dobrobytu rodziny. Jakie mamy szczęście, Siergiej!

– Galoczka, najpierw się upewnijmy, potem będziemy świętować – przerwała jej surowo teściowa, uderzając dłonią w stół. Przyjechała w interesach – jej syn już dawno obiecał przenieść szafę, ale natknęła się na wiadomość, która sprawiła, że serce jej zamarło.

“Głupiec”, pomyślała sobie kobieta. – “Kto wie, co wykazał test?” Nie powiedziała jednak nic na głos – nie chciała denerwować synowej. Powiedziałaby jednak wszystko synowi. Niech sam zdecyduje.

To była poważna sprawa. Siergiej zaczął też mieć problemy w fabryce – pojawiły się plotki o zwolnieniach. Gdzie mogliby teraz umieścić dziecko? Ale wieczorem, patrząc w błyszczące oczy swojej żony, która już poszła do lekarza i otrzymała potwierdzenie, nie mógł powiedzieć ani słowa przeciwko temu.

– W porządku… Jakoś dorośniemy – powiedział obojętnie i natychmiast znalazł się w ramionach Galiny, która pocałowała go ze łzami szczęścia w oczach.

– Jeśli to dziewczynka – niech będzie Angela. A jeśli chłopiec, to Timofiej, na cześć ojca.

Siergiej znów machnął ręką – nie obchodziło go, czy będzie się nazywało Vaska. Nie przypuszczał, że drugi rok po ślubie będzie rokiem narodzin dziecka. Wcześniej żyli razem spokojnie: najpierw mieszkał z matką, potem dostał mieszkanie jako młoda rodzina.

Galina była dobrą żoną – mądrą, zabawną, pracowitą. Kopalnia złota! Tylko zbyt niezależna. Matka wychowywała ją sama – ojca Galina nie pamiętała, zmarł zanim skończyła trzy lata. Dorastała z charakterem – silna i zdeterminowana.

Początkowo wszystko w domu robiła sama, nie wpuszczając nawet męża.

– Galka, siadaj już! Dlaczego się wiercisz? Niech Siergiej sam to naprawi, ty odpocznij – mruknęła teściowa.

Ale ona zarumieniła się, zawstydziła i powtórzyła:
– Nie, sama to zrobię. Mówiłam ci!

Stopniowo przyzwyczaiłam się do tego, zrelaksowałam, zaczęłam cieszyć się tym, że nie jestem sama. Marzyłam o dziecku i pewnego dnia wszystko się wydarzyło. Jak na zamówienie.

Żyło im się dobrze, w miłości i harmonii. Urządzili żłobek – choć to był raczej kącik, bo mieszkanie było jednopokojowe. Kupiliśmy łóżeczko, Siergiej sam je złożył i postawił obok kanapy. Wózek dostaliśmy od znajomego, importowany. Matka dała jej skarpetki, kamizelki i ciepły koc. Galina szyła pieluchy, kupowała myjki i przyjmowała prezenty od krewnych.

Galina pracowała aż do porodu – nie poszła na urlop macierzyński. Ciąża przebiegała bez komplikacji, chociaż jej brzuch szybko rósł. Siergiej nawet z tego żartował:

– “No, żono, urodzić bogatyra! Może urodzisz mi też bliźniaki?

– Nie mów tak! – Roześmiała się, krzyżując ręce. – Jeszcze mnie zapeszysz! Chciałabym móc postawić jednego z nich na nogi!

– Damy radę, Siergieju – wierzyła w niego ogromnie. – Z tobą damy radę, możemy wszystko.

Taka właśnie była – prawdziwy filar. On natomiast zawiódł jej zaufanie. Głęboko ją rozczarował.

Poród rozpoczął się zimą, kiedy spadł pierwszy śnieg. Galina pojechała do szpitala położniczego z zaskakującym spokojem – w przeciwieństwie do męża i jego matki, którzy pędzili, plącząc się pod nogami. Po prostu wsiadła do karetki i cicho powiedziała:

– Sergei, dbaj o siebie. Dbaj o czystość, dobrze się odżywiaj i nie daj się ponieść emocjom, dobrze? Wiem, jak ty i twoi kumple świętujecie.

Wyszła, a on siedział za jej oknem przez prawie 24 godziny. Czekał na wieści.

– Będziesz miał bliźniaki, tatusiu! Dwie dziewczynki, zdrowe! – radośnie oznajmiła pielęgniarka, nie podejrzewając, jaki cios otrzyma ten mężczyzna.

Siergiejowi zrobiło się zimno. Bliźnięta? Skąd? Galina oczywiście podpowiedziała, ale on potraktował to jako żart. Teraz.

– O mój Boże! Jak możemy nosić dwoje? – Matka rozpłakała się, gdy usłyszała te wieści. – To dodatkowe usta! W takim momencie! Zwłaszcza dziewczyny… wstyd! Bezużyteczne, bez wsparcia!

Kiedy w końcu pozwolono mu zobaczyć się z żoną, Siergiej postanowił być szczery:

– Galia… nie stać nas na dwoje. Pomyśl o tym. To za dużo. Może jedno dziecko. Drugie… lepiej zatrzymać. Nie zmarnuje się.

Galina zbladła, jakby w jednej chwili ogarnęła ją starość. Jej oczy wypełniły się łzami i bólem. Siergiej czekał na krzyki, błagania, histerię… ale ona po prostu odwróciła się i odeszła.

– Potem poradzę sobie sama – rzuciła w pustkę i zniknęła za drzwiami oddziału, gdzie jej małe córeczki czekały na pierwsze spotkanie z mamą.

On oczywiście w to nie uwierzył. Kiedy przyjechał odebrać żonę ze szpitala położniczego, już jej nie było – Galina została wypisana wcześnie rano razem z córkami. Personel pielęgniarski był wyraźnie po jej stronie: mrużyli oczy, milczeli, nie witali się.

– No pewnie, tatusiu!” jeden z lekarzy nie wytrzymał i rzucił jej krótkie, potępiające spojrzenie.

Siergiej nawet nie wiedział, dokąd poszła. Nie wróciła do domu, nie odwiedziła też jego matki. Teściowa zatrzasnęła mu drzwi przed nosem – nie chciała nawet z nim rozmawiać.

Kilka tygodni później przyszło wezwanie. Rozwód. Tak po prostu, bez słowa.

Podczas przesłuchania Galina ani razu na niego nie spojrzała. Podpisała wszystkie papiery, przyszła bez dzieci, złożyła wniosek o alimenty i wyszła – dumna, pewna siebie, zimna.

– Co za głupek! – Splunął za nią gniewnie. – Zobaczysz, że miałem rację. Nie proś mnie z powrotem, nie przyjmę tego!

Ale ona nie zamierzała prosić. Nigdy więcej jej nie zobaczył. Ani jej, ani swoich córek. Zupełnie jakby zniknęły z powierzchni ziemi. Matka Galiny jak zwykle milczała. Ludzie, którzy ją znali, złożyli tylko ręce.

W ten sposób zostawili łóżeczko dziecka, starannie złożone ubrania, myjki i pieluchy w swoim starym mieszkaniu. Pewnego dnia Siergiej upił się i postanowił to wszystko wyrzucić. Chwycił tobołek, pojechał do domu teściowej i wyrzucił go:

– Bierz! Już tego nie potrzebuję!

Życie potoczyło się spiralnie. Pracował, ożenił się, rozwiódł, ponownie próbował zacząć wszystko od zera… I przez cały ten czas w jego wnętrzu rosła pustka, której nie dało się zapełnić.

A potem choroba. Może trwała od dłuższego czasu, może pojawiła się z dnia na dzień. To nie ma znaczenia. Najważniejsze, że nie ma pieniędzy na leczenie, a tym bardziej na operację. Jego matki nie ma już od dłuższego czasu i to chyba dobrze – nie widzi, jak jej syn zanika.

Ale przez większość czasu myślał o Gali. O tym, jak potoczyłoby się życie, gdyby nie był takim egoistą. Nie odepchnąłby jej wtedy….

Obudził się na jasnym oddziale, oszołomiony i zdezorientowany. Obok niego stała pielęgniarka:

– O, obudziłeś się? To dobrze! Teraz odpocznij, potrzebujesz siły. Operacja się udała, teraz rozpocznie się rekonwalescencja.

Siergiej z trudem wstał:

– Ale mnie na to nie stać… Nie mam pieniędzy na operację.

Pielęgniarka tylko wzruszyła ramionami:

– Kto ci powiedział, że płacisz? Wszystko jest opłacone. Wciąż są tam dobrzy ludzie.

– Kto? To niemożliwe! – Nie mógł w to uwierzyć.

– Może, może! – kobieta uśmiechnęła się. – Oto przechodziła obok.

Siergiej prawie spadł z łóżka, ale dotarł do drzwi, opierając się o ścianę. Na korytarzu stała młoda, gustownie ubrana kobieta, rozmawiająca z lekarzem. Odwróciła się i serce Siergieja zatonęło.

To była Galina. Nie, nie do końca – twarz jest inna, młodsza, ale rysy są takie same… Jego Galya.

– Galya?! – wybuchnął.

Kobieta uniosła brwi ze zdziwienia, szepnęła coś do lekarza i podeszła.

– Przepraszam, chyba się pani pomyliła. Tak miała na imię moja mama.

Siergiej skinął głową zakłopotany. Oczywiście, to nie była Galia. Minęło tyle lat… Więc to jego córka stoi przed nim.

– Przepraszam… Pielęgniarka powiedziała, że zapłaciłeś za moje leczenie. Dlaczego?

Dziewczyna pochyliła lekko głowę:

– Mogę tylko pomóc. Czasami wesprzeć osoby z diagnozą.

– Masz siostrę?

– Tak, Tanyę.

Moje serce zamarło. To one. Obie dziewczyny. Jego córki. A tą kobietą jest Angela. Ta sama kobieta, do której kiedyś powiedział: “Zatrzymaj jedno, zapomnij o drugim”.

– A ja… znasz mnie? – zapytał, prawie bez nadziei.

– Wiem. Mama pokazała mi twoje zdjęcie. Ale nie pomagam ci dlatego, że jesteś moim ojcem. Po prostu mogę to zrobić.

– A Galina… – Głos mi drżał.

– Mamy nie ma z nami od dwóch lat. Wtedy zacząłem pomagać tym pacjentom.

Operacja przebiegła pomyślnie. Siergiej wyzdrowiał. Po kilku miesiącach badania wykazały, że jest zdrowy.

Angela zabrała go na cmentarz, gdzie leżała Galina. Położyła kwiaty i odsunęła się na bok – pozwoliła mu zostać sam na sam z przeszłością.

Siergiej stanął przed prostym, niskim pomnikiem, spojrzał na zdjęcie młodej kobiety i rozpłakał się jak dziecko. Upadł na kolana przed grobem i zaczął prosić o wybaczenie – nie wiedział kogo. Zdawał sobie tylko sprawę, że czasu nie da się cofnąć.

Jego córki stały się dla niego obce. Angela rozmawia z nim i stara się być miła, ale Tatiana nawet go nie wpuszcza. I ma do tego prawo – nie jemu to oceniać.

Obie dziewczyny wyglądały jak Galina. Jak żywe przypomnienie tego, czego pozbawił się przez swój egoizm.

Kiedy położył róże na grobie, odszedł powoli. Angela szła obok niego. Siergiej nie odważył się na nią spojrzeć.

Nagle jej dłoń znalazła się na jego ramieniu. Lekki, ciepły dotyk.

– Nie wszystko stracone… Dzięki Bogu.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *