Żona garbiła się, a mąż zdradzał. Ale nie miał pojęcia, jak to wszystko się skończy

– Wszystko, co zarobiłeś na ten wrak! – te słowa zdawały się biczować Zhenkę na każdym kroku. – Czego się spodziewałaś, Zhenka? Szczęśliwego życia? Dobra robota, masz to, na to zasłużyłaś!
Zrzuciła ciężkie torby i opadła na stary pień. Wszystko zaczęło się tak dobrze… A może tylko się oszukiwała? Dwadzieścia lat wspólnego życia z Mishą skończyło się pewnego ranka, kiedy wróciła z nocnej zmiany i zobaczyła męża nie samego, ale swoje rzeczy starannie ułożone na progu.- Misza, co to wszystko znaczy?
Zhenya była tak oszołomiona, że nawet nie rzuciła się na młodą kobietę, która chodziła po ich mieszkaniu w lekkim szlafroku.
– A to znaczy, moja droga, że nie chcę się już ukrywać. Chcę być z moim ukochanym, a nie z tobą.
– Misza, co ty mówisz? Jesteśmy razem od dwudziestu lat!
– Dokładnie – dwadzieścia lat udręki. Dobrze wiesz, że tak naprawdę nigdy się nie kochaliśmy. A poza tym zmusiłeś mnie do małżeństwa!
– Jak to? O czym ty mówisz? Myślałam, że jesteś inny… A ty jesteś zwyczajny!
Zhenya chciała powiedzieć, że na początku każdy wydaje się idealny, a potem… Ale Misha nie pozwolił jej skończyć.
– Wystarczy, nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Pakuj się i wyjeżdżaj. Złożyłam już pozew o rozwód.
– Ale gdzie mam jechać? – zapytała zdezorientowana Zhenya.
Jej mąż roześmiał się, a jego nowa dziewczyna, wtulona w jego ramię, poparła jego śmiech.
– Weź klucze. To miejsce jest tylko dla ciebie. To wszystko, na co zasługujesz.
– Misza, ale…
Nie dając jej dokończyć, wypchnął ją za drzwi jak bezpańskiego kota i przekręcił klucz w zamku. Zhenya usłyszała kliknięcie zamka sąsiednich drzwi i popędziła na dół. Jak bardzo się wstydziła! Przypomniały jej się słowa sąsiadki: „Będzie płakać razem z Michaiłem”.
I jak żarliwie go potem broniła, zapewniając wszystkich, że ma idealnego męża. Sama stworzyła w ich domu kult Miszy. Wydawało jej się, że tak jest dobrze, bo tak powinno być, jak w tych powieściach, które czytała.
Matka zawsze robiła jej wyrzuty:
– „Żeńka, czytasz bzdury i marzysz o niemożliwym! W życiu nie ma książąt na białych koniach, wszyscy są zajęci w przedszkolu. Lepiej idź karmić kury i czyścić świnie”.
Zhenya zmarszczyła nos i czekała na moment, kiedy będzie mogła wyjechać ze wsi do miasta, gdzie spotka swoje przeznaczenie. W mieście nie będzie musiała prać rękami, nosić wody i drewna na opał.
I tak też się stało. To prawda, trochę krwi i nerwów kosztowało ją Stepana, gdy dowiedział się o jej planach. A Zhenya odcięła się od niej:
– Nie chcę żyć tak jak ty. Nie chcę, to wszystko!
– Więc żyjemy źle, prawda? A Stjepka nie jest twoim narzeczonym?
– Całe życie marzyłam o małżeństwie z traktorzystą!
– Wiesz co, Zhenya? Czasami myślę, że w szpitalu położniczym pomylili dzieci. Mój ojciec i ja nie możemy mieć takiej córki!
Żenia prychnął:
– Tak, i nie będę bardzo zła, jeśli przestaniesz myśleć o mnie jak o swojej córce. Trochę honoru – wykręcać ogony krowom!
Odeszła. Widziała oczy matki pełne łez, ale i tak wyszła. A Stepan przybiegł na przystanek autobusowy.
– Zhenka, odchodzisz?
Stepan był miły i bardzo go lubiła, ale nie widziała dla siebie przyszłości. Zostaliby w wiosce.
– Mam nadzieję, że nigdy, Zhenya! O czym ty mówisz? Daj spokój, moi rodzice! Ale moi rodzice nie chcą takiej córki!
Podjechał autobus. Zhenya weszła do środka, odwróciła się i krzyknęła zrozpaczona:
– „Zabierz dziewczynę na przejażdżkę…”.
I usiadła. Smutek szybko minął, bo wiedziała już na pewno – była w drodze do swojego szczęścia!
Michaiła poznała w fabryce, gdzie od razu dostała pracę. Był szefem jej sklepu. Wymagało to trochę wysiłku, ale cztery miesiące później pobrali się. Od tego momentu Zhenya zaczęła budować życie, o którym marzyła.
Dokonywała napraw, szukała fantazyjnego zlewu, pracowała głównie w nocy. Jej mąż kilka razy sugerował, że dobrze byłoby, gdyby zdobyła wykształcenie, aby wyrwać się ze zwykłych robotników. Ale Zhenya nie przejmowała się tym – wkrótce Misha stał się jej idolem. Wydawał się lubić tę rolę: lubił stroje, garnitury, smaczne śniadania, krystaliczną czystość. Zhenya westchnęła przed kolegami:
– Ooo!
Nie poszła do domu. Najpierw nie chciała, potem było jej wstyd, że tak długo nie wracała. A potem minęło tyle lat… Jakie oczy tam pokazać? I nie wiemy, czy wszyscy żyją i mają się dobrze….
Zhenya wstała. Sądząc po słowach kierowcy autobusu, dotarcie na miejsce zajmie co najmniej kolejną godzinę. No nic, dojedzie i się położy. Już nie wstanie. Wszystko wokół niej się zawaliło, wszystko było zepsute. Może nic się nie stało, może to wszystko było tylko wytworem jej wyobraźni.
– Pomocy!
Zhenya zatrzymała się. Szła wiejską drogą, a jeszcze przed chwilą nikogo nie było. Kiedy się odwróciła, w jej stronę biegła rozczochrana dziewczyna, a za nią banda chłopców. Za nimi biegły dwie kobiety. Wszyscy krzyczeli.
Dziewczyna okazała się Cyganką, a chłopcy i kobiety zamierzali ją pobić. Zhenya wstał i chwycił kij.
– Stój! Co ty wyprawiasz?
Chłopcy uciekli, ale kobiety nie cofnęły się.
– Kim jesteście? Cofnąć się, pobijemy ją! Niech wie, jak się kradnie!
– Co ci ukradła?
– Śmietanę i kawałek słoniny! Bezwstydnica!
Zhenya spojrzała na nich z pogardą.
– Oszczędziliście dzieciom jedzenia!
Wyjęła portmonetkę, wyjęła wszystkie pozostałe papiery – nieważne, że były to ostatnie pieniądze – i rzuciła je na ziemię.
– Podnieś to. Przestań się kłócić o taką drobnostkę.
– A ty, cyganko, patrz na mnie! A ty, dziwko, nie przychodź więcej do naszej wioski!
– Nie powinieneś ścigać porządnych ludzi z powodu Cyganów!
Mała rozczochrana dziewczynka zeszła z pleców Zhenyi dopiero wtedy, gdy kobiety zniknęły za krzakami.
– Dziękuję! – uśmiechnęła się. – Jakbyś w ogóle się nie bała.
– Jestem po prostu zmęczona. Długo już wędruję.
– Dlaczego kradniesz, Cyganko?
Dziewczyna wzruszyła ramionami:
– Cóż, szczerze mówiąc, zawsze kradniemy. To nasza praca.
Zhenya z trudem powstrzymała uśmiech.
– I ty mówisz o tym tak spokojnie?
Dziewczyna wyjęła trochę smalcu, chleb, a potem wyciągnęła skądś nóż. Pojawiła się zielona cebula i, najwyraźniej, ten sam słoik kwaśnej śmietany.
– Jesteś głodny? Siadaj. Zjemy. Nie mam daleko, a ty masz przed sobą długą drogę.
Zhenya uniosła brwi ze zdziwienia.
– Skąd wiesz?
– Wiem wszystko. Po pierwsze, jestem Cyganką. A po drugie, pochodzę z rodziny wróżbitów.
Zhenya roześmiała się.
– Daj spokój! Wróżbici nie istnieją, to wszystko jest wymyślone, żeby wyłudzić od nich pieniądze.
Kawałki słoniny i cebuli wyglądały apetycznie. „Niech to ktoś ukradnie” – pomyślała – ”Od rana nic nie jadłam.
– Czy możesz mi powiedzieć coś o fortunie? Tylko nie mam już pieniędzy.
Dziewczyna spojrzała na nią z powagą.
– Mogłabym. Ale ty mi nie uwierzysz. Sama zdecyduję, czy powinnam ci zaufać. Podaj mi rękę.
Cyganka długo patrzyła na jej dłoń, a kiedy się odezwała, jej głos był zupełnie inny.
– Nie żałuj tego, co się stało. To, co miałaś, nie było twoje. To była kara za odrzucenie szczęścia zesłanego z góry. Teraz wszystko wróci do punktu, w którym popełniłaś błąd.
Zhenya wybałuszyła oczy ze zdumienia.
– Nic nie zrozumiałam.
Dziewczyna spojrzała na nią i odpowiedziała normalnym głosem:
– A nie. Kiedy przyjdzie czas, sama wszystko zrozumiesz. No cóż, muszę już iść, muszę zdążyć przed zachodem słońca.
Zgarnęła resztki jedzenia, schowała je do niewidocznych kieszeni długiej spódnicy i pobiegła drogą. Zhenya mruknął:
– Dziwne. Oni wszyscy są tacy dziwni.
Dom, do którego w końcu dotarła, był prawdziwym wrakiem. W dwóch oknach były tylko szyby, a podwórko porastała trawa. Zhenya zdała sobie sprawę, że mieszkali tu krewni jej męża.
Ciekawe, co by tu robiła? Wyszła pod wpływem chwili, chciała coś komuś udowodnić? A może coś tu znajdzie… Dobrze. Przeżyje kilka dni. Albo chociaż dzień odpoczynku i z powrotem!
Posprzątała śmieci w pokoju z całymi oknami, pościeliła łóżko własną narzutą i położyła się. Ale gdy tylko się położyła, z jej oczu pociekły łzy. „Cóż, żyję już dwadzieścia lat i…”.
Nie od razu usłyszała, że ktoś rozmawia w domu.
– Czy ktoś tam żyje?
Podskoczyła przerażona.
– Kto tam jest?
„To już koniec” – pomyślała. Kto mógł wejść do takiego domu? Zhenya powoli otworzyła drzwi.
– Kto tam jest?
Mężczyzna o szerokich ramionach, stojący do niej plecami, wzdrygnął się.
– Och, przestraszyłaś mnie! Dziwne, szukałeś tylko żywych.
– Szukałem, ale nie sądziłem, że ich znajdę. Przepraszam. Wracałem z polowania i mój samochód zaparkował tuż przed twoim domem. Pomyślałem, że dom jest pusty, może przynajmniej przenocuję….
Zhenya wyprostował się.
– Skąd się tu wziąłeś, na odludziu? Wiesz, mieszkałam w mieście, mam męża… Stjepa, jak się cieszę, że cię widzę! Co się stało? Dlaczego płaczesz?
Zhenya szlochała w głos, nie mogąc przestać. Stepan posadził ją i powiedział:
– Skoro los znów nas połączył, nigdzie się nie wybieram. Powiedz mi wszystko, porozmawiamy.
Godzinę później siedzieli przy stole. Stepan wyjął flaszkę, nalał zawartość do plastikowych kubków.
– No dalej, Zhen, wypij to jednym haustem! Będzie łatwiej rozmawiać.
Zhenya mówiła bez przerwy, a Stepan słuchał uważnie.
– W ten sposób zmarnowałem dwadzieścia lat życia przez własną głupotę.
– Nie mów, że to wszystko na nic. Najważniejsze to uświadomić sobie, że źle się wybrało.
– Dziś Cygan powiedział mi, że nie powinienem niczego żałować, że wróciłem do miejsca, w którym popełniłem błędy. A było ich tak wiele, że nawet nie potrafię ich zliczyć!
Stepan położył swoją dłoń na jej.
– Zacznij to naprawiać. Co się stało? Szansa, a takie szczęście rzadko daje się ludziom.
– Przepraszam moich rodziców.
– Tak, to prawda. Ale jestem pewien, że ci wybaczą.
Zhenya spojrzała na niego ze strachem.
– Czy oni żyją i mają się dobrze?
– Oczywiście! Nie są już tacy szybcy, ale trzymają się. Ich matka hoduje kury i kaczki.
Zhenya znowu się rozpłakał.
– Boże, jaki ze mnie głupiec! Cóż, chodźmy spać, a rano pójdziemy. Wrócimy do miejsca, z którego uciekłeś.
Położyli się razem, nie rozbierając się, po prostu dlatego, że było cieplej i spokojniej. Stepan objął ją ramieniem i Zhenya natychmiast zasnęła.
Matka nie pozwoliła jej powiedzieć nawet słowa. Zanim Zhenya zdążyła przeprosić, matka przytuliła ją i rozpłakała się. Zhenya zdała sobie sprawę, że wolałaby umrzeć, niż ponownie opuścić rodziców.
To było tak, jakby wioska zapomniała, że kiedyś uciekła i nie przyjeżdżała przez lata. Ludzie witali ją, mówiąc, że rozkwitła i wygląda lepiej.
W ciągu dwóch dni jej dusza zaczęła się rozmrażać. Zhenya próbowała pomóc matce w obowiązkach domowych, ale ta tylko jej odmawiała:
– „Odpocznij po mieście!
A Zhenya odpoczywała. Wszystko w jej pokoju było takie samo jak wcześniej: ani drobinki kurzu, świeża pościel. Matka musiała wszystko regularnie odnawiać. Czekała…
Trzeciego dnia, przed świtem, ktoś zapukał do okna. Zhenya podskoczyła przerażona. W oknie pojawiła się głowa Stepana.
– Dlaczego tak się boisz? Chodź, idziemy na ryby. Przyniosłem dla ciebie wędkę.
Zhenya zaśmiał się cicho. Tak jak wtedy, ponad dwadzieścia lat temu, obudził ją na ryby. Nie obchodziło go, czy tego chciała, czy nie. Wspięła się przez okno, przyciskając się do niego.
– Styopka, jesteś taki… niesamowity!
Spojrzał na nią poważnie.
– Wcześniej tak nie myślałaś.
Zhenya uśmiechnęła się.
– Kiedyś byłam głupia, ale teraz zmądrzałam.
– Dlaczego za mnie nie wyjdziesz?
Zhenya spoważniał.
– Jeśli mnie poprosisz, to może wyjdę.
A potem się roześmiała.
– Jeśli mnie dogonisz!
Pobiegła w stronę rzeki. Nie obchodziło jej, że za trzy dni skończy 42 lata. Teraz znów była młodą dziewczyną, która kiedyś popełniła tyle błędów.
A rok później karmiła już Egorka….
Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało! Wsparcie, jeśli nie trudne, „kciuki w górę”! Dziękuję i wszystkiego najlepszego!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *