Igor miał dziwne wymagania w pracy – wszyscy pracownicy musieli być żonaci. Przez długi czas udawało mu się obejść tę niewypowiedzianą zasadę, ale jego szef wezwał go do siebie. Zaczął mówić o prestiżu ich firmy, że to konieczne, bo inaczej Igor może zacząć szukać nowej pracy. Musiał gdzieś znaleźć żonę, nawet jeśli byłby to ktoś, kto zgodziłby się na fałszywe małżeństwo.
Wszystko w życiu nie jest łatwe, ale tutaj Igor miał szczęście. Jechał samochodem do domu, kiedy kobieta z dzieckiem na ręku prawie rzuciła się na niego. -„Zwariowałeś? Jak mieszkasz na odludziu, to rób co chcesz, ale zlituj się nad dzieckiem!” – Przepraszam, proszę… Spóźnię się do pracy, ale żaden z kierowców się nie zatrzymał, więc proszę, zabierz nas. Proszę.
Po drodze kobieta, Anita, jak się przedstawiła, pochodziła z małego miasteczka. Nie miała męża, ale miała małego chłopca, Aloszę, który pilnie potrzebował udać się do stołecznego szpitala. -“Nie wiesz może, czy ktoś ma pokój do wynajęcia? Szukałam, ale ceny są bardzo wysokie”. „Poszukam” – obiecał Igor. Anita poszła do szpitala z Aloszą, a wieczorami Igor dzwonił i pytał o zdrowie dziecka.
Pięć dni później matka i syn zostali wypisani, a Ihor przyjechał po nich. Od razu zaczął od propozycji: – „Anita, wyjdź za mnie, oczywiście wszystko będzie fikcyjne, małżeństwo jest mi potrzebne do pracy. Dla ciebie to też dobrze, ty i twój syn musicie gdzieś mieszkać przez ten czas, a potem będziesz miała pozwolenie na pobyt w stolicy, więc będziesz mogła dostać się do każdej kliniki za darmo.
Nadal nie masz nic do stracenia, nie bój się. Mam przestronne mieszkanie. Anita siedziała cicho i patrzyła na drogę. To było dziwne, nawet bardzo dziwne… ale z drugiej strony to było tylko udawane małżeństwo na korzystnych dla obu stron warunkach. Zgodziła się na to. Minęło pół roku, Alosza przeszedł całą kurację w Likapie i nic więcej nie trzymało Anity w mieście. Tylko przez te miesiące ona i Igor żyli jak prawdziwa rodzina.
Dbała o porządek w domu i gotowała obiady. A on po pracy bawił się z jej synem. Alosza przywiązał się do niego jak do samej kobiety. -„Anita, wyjdź za mnie”, powiedział Igor pewnej nocy. „Och, nie mogę… Jestem już mężatką” – odpowiedziała Anita. I roześmiali się razem. Na chwilę Igor zapomniał, że już dawno podpisali akt małżeństwa. Teraz było tylko kwestią czasu, kiedy się pobiorą. Rok później urodziła im się córka.