Mam krewnych w mieście. Często przyjeżdżają do naszej wioski na lato. Jedzą z nami obiad i wyjeżdżają, a my nigdy nie wyrzucamy im kawałka chleba. Moja matka nigdy na nich nie oszczędzała. Kiedy wyjeżdżali, wysyłała im worek ziemniaków, owoce, marchew, a nawet świnię, żeby ich krewni z miasta nie wydawali pieniędzy w domu. I nigdy nie dostali nawet „dziękuję” w zamian. Dzwonią do nas w każdy weekend i naśmiewają się z nas. Mówią, że nie mamy na nic pieniędzy. To zrozumiałe: moja ciotka jest na emeryturze, jej syn jest zwykłym elektrykiem, a moja żona jest gwoździarką w fabryce. Żyją od pensji do pensji. Ale kiedy przyjeżdżają do wioski, nie zapominają przy każdej okazji wspomnieć, że są z miasta, a my ze wsi. Z obrzydzeniem patrzą na obornik, ale nie mają nic przeciwko jedzeniu naszych owoców i warzyw.
Mówią, że opieka nad bydłem jest obrzydliwa, ale jedzą szaszłyki z tego samego bydła. Moi krewni zachowują się jak nijacy. Kiedy wyjeżdżają, mówią, że możemy na nich polegać. Kiedy moja matka wstała wcześnie i musiała pojechać do miasta na badania lekarskie, przypomniałem sobie ich słowa. Zadzwoniłem do żony kuzyna. Musieliśmy zatrzymać się u kogoś na dwa dni, ponieważ badanie było drogie, a my nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy na hotel. Krewna nie odmówiła, ale wysłała mi cennik: nocleg – 200, jedzenie – 150, rozrywka kulturalna na własny koszt. Byłem zaskoczony jej bezczelnością. To znaczy, można było przyjechać do nas za darmo i jeść non stop od rana do wieczora, ale żeby zostać u nich dwa dni, trzeba było od razu zapłacić. Zadzwoniłam do rodziców męża i poprosiłam ich o pomoc. Później nie kontaktowałam się już z krewnymi.
A teraz jest lato i jak zwykle przyjechali do naszej wioski. Cała rodzina zaczęła wysiadać z samochodu. Moja mama pobiegła im na spotkanie, ale ja ją zatrzymałem: „Witajcie, drodzy krewni. Przyjechaliście w samą porę, moja mama ugotowała gołąbki. Ale w tym roku ceny się zmieniły. Tak więc cena za jeden dzień dla jednej osoby: nocleg – 500, jedzenie – 700; w końcu wszystko jest naturalne, nasze, więc cena jest odpowiednia. Jeśli się zgadzacie, to śmiało, jeśli nie, to znacie drogę powrotną do miasta. Oczy im wyszły na wierzch, oburzeniu nie było końca. Wsiedli do samochodu i pojechali z powrotem do swojego miasta. Mama powiedziała mi, że to nie w porządku, w końcu byli krewnymi. Ale myślę, że postąpiłem słusznie. Dlaczego oni mogą to robić, a my nie? Co to za podwójne standardy? Nie schylamy się w ogrodzie, żeby nakarmić kogoś za darmo.