“Mój mąż zmarł młodo, nie miał nawet 45 lat. Od tego czasu kilka razy próbowałam nawiązać z kimś kontakt, ale te relacje nie trwały długo. Pierwszym problemem było to, że miałam trójkę dzieci. Kiedy dorosły i wyprowadziły się z domu, byłam już po pięćdziesiątce, więc stałam się niewidzialna w oczach wielu mężczyzn… Naprawdę chciałam mieć kogoś, z kim mogłabym dzielić życie, ale po dziesięciu latach samotności straciłam już nadzieję na miłość. I wtedy, krótko po moich siedemdziesiątych urodzinach, pojawił się Adam. Nasze pierwsze spotkanie wcale nie było obiecujące, w rzeczywistości było naprawdę niezręczne, ale los bywa zwodniczy. Jesteśmy razem od dwóch lat i mam nadzieję, że będziemy razem do końca naszych dni…”
Jestem na emeryturze, ale nie zamierzam rezygnować z przyjemności
Moje pierwsze spotkanie z Adamem odbyło się w naprawdę niesprzyjających okolicznościach. Ale może właśnie dlatego oboje tak dobrze go pamiętamy? Było to dokładnie dzień po moich urodzinach. Tak, nawet siedemdziesiąte urodziny można świętować w huczny sposób!
W zeszłym roku wpadłam na pomysł zorganizowania imprezy na ponad czterdzieści osób. Odkryłam, że wcale nie czuję się na swój wiek, a chyba nie ma takiego edyktu z góry, który mówi, że senior nie może się dobrze bawić, prawda?
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Zaprosiłam całą rodzinę i mnóstwo znajomych, zamówiłam catering z mojej ulubionej restauracji i ogromny tort… Było świetnie! Nie miałam jednak pojęcia, że ten wieczór będzie miał takie reperkusje w moim życiu.
Adama poznałam w dramatycznych okolicznościach
Dzień po imprezie musiałam zapłacić rachunek w restauracji, która zapewniła mi urodzinowe menu. W ten sposób odzyskałam kilka talerzy, które zostawiłam w domu. Pogoda była koszmarna: padało i mimo silnego wiatru zacinający deszcz nie miał dla nikogo litości. Ani parasol, ani kaptur na nic się nie zdały.
Starałem się jak najszybciej uciec z samochodu na kampus, nawet nie patrząc przed siebie i wtedy… stało się! Wpadłam na kogoś w drzwiach.
Co ty wyprawiasz! Moje ciastko!
Zamarłam. Wpadłam na wysokiego mężczyznę i uderzyłam go tymi nieszczęsnymi talerzami. Rozłożył ręce w automatycznym geście obrony. Pudełko z ciastem, które niósł, natychmiast upadło prosto w kałużę przed wejściem do restauracji.
Przeprosiłem go z dziesięć razy i nawet chciałem zaoferować mu rekompensatę, ale facet był tak zrozpaczony, że tylko machnął gniewnie ręką i szybko odszedł. Czułem się strasznie głupio. A poczułem się jeszcze gorzej, gdy panie w restauracji wyjaśniły, że tort na 95. urodziny matki mężczyzny wpadł do kałuży…..
Postanowiłam do niego zadzwonić. Nigdy tego nie żałowałam!
W kolejnych dniach nie mogłam przestać o nim myśleć. W końcu poszedłem do restauracji i poprosiłem kierownika o numer mężczyzny, na którego wpadłem. Kiedy do niego zadzwoniłem, był bardzo zaskoczony, a po chwili sam zaczął mnie przepraszać za swoją reakcję na niefortunny incydent. Zaczęliśmy rywalizację o to, kto zachował się gorzej i jakoś tak wyszło, że skończyliśmy na kawie….
A potem? A potem minęło szybko, ponieważ skończyliśmy na świetnej rozmowie i każda godzina spędzona razem była od razu piękniejsza. Natychmiast staliśmy się parą – w naszym wieku naprawdę nie ma już na co czekać! Minęły już dwa lata od incydentu z ciastem i dziękuję losowi, że wtedy tak dużo padało.
