Miałem 17 lat, kiedy moja matka ponownie wyszła za mąż. W jakiś sposób natychmiast znalazłem się w tle – miłość nie była dla mnie.
Mogłam pojechać na tydzień do przyjaciółki i wrócić do domu, nikt nie pytał gdzie jestem, co robię, wracałam cała i zdrowa. Krótko mówiąc, rok później miałam chłopaka i pewnego dnia stało się…
Miałam chłopaka, z którym chodziłam na randki, a on miał dużą grupę przyjaciół i kolegów, z którymi chodziliśmy na dyskoteki, jeździliśmy nad morze, w góry i po prostu spędzaliśmy czas. Było wesoło i ciekawie, a czego więcej potrzeba, gdy jest się młodym?
Ale ten facet, pomimo wszystkich swoich pozytywnych aspektów i naszej wzajemnej sympatii, był trochę niezrównoważony, zwłaszcza gdy był szczęśliwy, od razu zaczynał się kłócić ze wszystkimi, prowokować konflikty i żądał, abym była mu posłuszna we wszystkim.
Czułam się jak w klatce – rodzice mnie nie potrzebowali, facet, wyczuwając moją zależność od niego, wykorzystywał mnie, a ja nie wiedziałam dokąd pójść, chociaż już myślałam o różnych planach – zostawić wszystko, wyjechać gdzieś i zacząć żyć na własną rękę. A potem pewnego dnia pojechaliśmy na kemping z dużą grupą 20 osób – przyjaciół, przyjaciół, przyjaciół przyjaciół – ponad jedna czwarta ludzi była dla mnie nowa.
Wśród nich wyróżniał się jeden młody mężczyzna, niski, krępy, silny, cichy i nieszczególnie wyróżniający się. Kiedy dotarliśmy do lasu, jak zwykle mężczyźni byli zajęci mięsem i namiotami, dziewczyny rozstawianiem i przekąskami. I widziałam, że ten facet mnie obserwuje, ale nie zwracałam na to większej uwagi – byłam całkiem solidną dziewczyną – solidną klepsydrą, wszystko było ze mną – wiele osób na mnie patrzyło.
A wieczorem wszyscy już świętowali (były urodziny jednej z obecnych osób) i mój młodzieniec znów zaczął się awanturować. Najpierw się z kimś pokłócił, potem pokłócił się ze mną, a potem zaczął na mnie wskazywać: idź tam, zrób to, przyjdź do mnie, odejdź ode mnie.
Tak mnie zmęczył, że odwróciłam się, poszłam do lasu, usiadłam na pniaku i stanowczo stwierdziłam, że coś trzeba zmienić, nie chcę się już z nim spotykać i nie chcę mieszkać w domu, mam wszystkiego dość, co robić, jak dalej żyć? I wtedy podszedł ten tęgi facet, poprosił o pozwolenie, aby usiąść obok mnie, przedstawił się jako Yaroslav i zapytał mnie o coś małego. Jakoś rozmawialiśmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy przez trzy lub cztery godziny.
Przyniósł nam trochę jedzenia ze stołu, rozłożyliśmy się na trawniku i to było takie dobre! Siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy… Wszyscy w obozie już się uspokoili, rozłożyli się w swoich namiotach, a my dalej rozmawialiśmy – o życiu, o różnych rzeczach.
Okazało się, że jest wojskowym – absolwentem miejscowego college’u, oficerem, na przepustce przed wyjazdem do miejsca docelowego po drugiej stronie kraju. Opowiedziałem mu o swoim życiu i planach zmiany czegoś. Dobrze nam się rozmawiało.
Następnego wieczoru poszliśmy do domu. Przywieźli mnie do domu, zostawili przy wejściu, usiadłam na ławce, nie chciałam iść do domu, i wtedy Jarosław nagle podszedł do mnie, usiadł obok, siedział w milczeniu przez trzy minuty i zapytał: “Wyjdziesz za mnie? Potrzebuję żony, a ty jesteś ładna, wesoła, widzę, że jesteś gospodarną kobietą, a przyjemniej jest pojechać gdzieś, gdzie nigdy wcześniej razem nie byliście”.
Ja też milczałam, patrzyłam na niego, w jego oczach była taka nadzieja i pomyślałam – co mam do stracenia? I powiedziałam, że wyjdę. Pobraliśmy się bardzo szybko. Powiedziałam mamie, a ona była zachwycona – poślubienie oficera było szczytem marzeń wielu dziewcząt i ich matek. Nic nie przygotowywaliśmy, miałam lekką sukienkę z matury, podpisaliśmy ją, siedzieliśmy we czwórkę – ja, mój mąż, moja matka i ojczym (Jarosław miał tylko jednego brata w rodzinie, nie mógł przyjechać).
I zaczęło się życie rodzinne. Jarosław okazał się bardzo słodkim, delikatnym i uważnym człowiekiem. Nie podniosłem ani jednej walizki, nie nosiłem żadnych ciężarów, chronił mnie pod każdym względem, a ja próbowałem ułożyć sobie życie. Tak, życie wojskowego to nie cukier – to osobna pieśń – ale jak się później dowiedziałam, miałam szczęście, że służył w mieście, a nie w jakimś odległym, zapomnianym garnizonie.
Znalazłam pracę – pracowałam jako ekspedientka w sklepie i życie toczyło się jak zwykle. Nie będę opisywać wszystkiego, przez co przeszliśmy, powiem tylko, że jesteśmy małżeństwem od 15 lat, uwielbiam mojego męża, on też nosi mnie na rękach, mamy syna, którego jego ojciec bardzo kocha. Mój mąż ma udaną karierę wojskową, a dzięki jego pomocy i wsparciu zdobyłam wyższe wykształcenie i znalazłam dobrą pracę.
Jesteśmy naprawdę szczęśliwi i czasami łapię się na myśleniu – co by się stało, gdybym mu wtedy odmówiła? Na samą myśl o tym oblewa mnie zimny pot. Myślę, że po prostu miałam szczęście, a może w jakiś sposób czułam, że z tą osobą nie będę czuła się komfortowo i dobrze, a może po prostu bardzo chciałam zmienić coś w swoim życiu, mieć przy sobie kogoś, kto mnie potrzebuje, że dołożyłam wszelkich starań, by tak się w końcu stało…
Tak to bywa; jestem wdzięczna losowi, że podpowiedział mi wtedy właściwą decyzję.